Przedwczoraj dotarliśmy do Paryża w środku nocy. Nie mieliśmy już na nic siły. Od razu weszliśmy do naszych ciasnych pokoi i zasnęliśmy. Wstaliśmy rano. Chociaż nie tak do końca rano, bo w zasadzie po południu. O dwunastej. Przez to mieliśmy tak naprawdę bardzo mało czasu na cokolwiek. Jednak najważniejsze rzeczy z tych najważniejszych zobaczyliśmy. Co prawda w biegu, ale się liczy. Nie mamy czego żałować. W końcu mecz był najistotniejszy. Po to tutaj w końcu przyjechaliśmy, no nie? I, co najważniejsze, nie zawiedliśmy się.
***
Po południu udaliśmy się do pobliskiej restauracji i zjedliśmy śniadanie. Potem od razu poszliśmy na metro. W którym dosyć trudno czasami się połapać. Jest tyle linii, tyle rozjazdów i niewiadomo jeszcze czego, że naprawdę można łatwo się pomylić. Udaliśmy się do wieży Eiffla. Nie weszliśmy na nią z powodu braku czasu. Po meczu byliśmy też przy Łuku Triumfalnym. To jedyne atrakcje Paryża, które do tej pory widziałem. Zatem trudno jest mi się wypowiadać na temat tego miasta. Tym bardziej, że Polka, z którą rozmawialiśmy w metrze i mieszka tu od trzynastu lat mówiła, że na poznanie Paryża potrzeba przynajmniej trzech miesięcy.
Jednak, jak na razie, miasto nie zrobiło na mnie niewiadomo jakiego wrażenia. W wielu miejscach jest brudno, są nieprzyjemne zapachy i widoki. Mnóstwo czarnoskórych nachalnie próbujących wcisnąć swoje podrabiane produkty. To wrażenie nie jest tak pozytywne pewnie trochę przez to moje wyobrażenie, jaki ten Paryż jest piękny i cudowny.
Jeszcze jedna rzecz, która mnie zaskoczyła, to słaby angielski miejscowych. Nawijają cały czas po francusku, a kiedy powiesz, że nie rozumiesz i mówisz tylko po angielsku, to patrzą jak na kogoś nienormalnego. I dalej gadają po francusku. Na południu chociaż się starają, tutaj w ogóle.
W Paryżu nie wyczułem tej atmosfery mistrzostw. W okolicach naszego hotelu jest cicho, nie widać żadnych emblematów, kibiców. Przeraziło mnie to. Jednak, kiedy metrem zbliżaliśmy się do stadionu, to z każdą stacją tych kibiców było coraz więcej. Był nawet taki moment, w którym można było się wręcz udusić od tej ciasnoty.
Szczerze powiem, że polscy kibice mnie nieco zawiedli. W metrze było głośno, były okrzyki, śpiewy. To rozumiem. Ale uderzanie rękami o sufit to ogromna przesada. Jak dla mnie to podchodzi pod wandalizm. Było mi głupio, kiedy Francuzi patrzyli na nas z politowaniem. A my nie mogliśmy przecież nic zrobić.
Co do samego kibicowania, to jestem dumny z naszych. Było cały czas głośno, doping stał na najwyższym poziomie. Co prawda Niemcy na początku nas zachwycili kartoniadą, jednak to my nad nimi pod względem kibicowania dominowaliśmy. Utwierdziłem się w przekonaniu, że mamy najlepszych kibiców na świecie.
Po spotkaniu była ogromna radość. I piłkarzy, i kibiców. Trudno się dziwić. Zatrzymaliśmy mistrzów świata, którzy nie zdobyli bramki na dużym turnieju po raz pierwszy od piętnastu meczów. Zagraliśmy dobre spotkanie, tak jak powiedział trener Nawałka, kontrolowaliśmy przebieg meczu, a momenty, w których Niemcy mieli przewagę były zamierzone by odpocząć i nastawić się na grę z kontry. Co prawda były prawdziwe przestoje w naszej grze, ale w dopingu również. We wszystkim są w końcu przestoje.
Przy okazji było parę spotkań z pilskimi kibicami. W metrze natknęliśmy się na grupkę pilan. Na stadionie były przynajmniej trzy pilskie flagi. A po meczu spotkaliśmy się ze znajomymi z Piły. Nasza ekipa liczy cztery osoby, a po ostatnim gwizdku było nas ośmiu. Nawet wystąpiliśmy wspólnie w TVN 24.
Podsumowując - kadra zdała sprawdzian. Teraz czekamy na więcej!