Powrót boli. Z jednej strony tęskniłem za krajem, miastem, znajomymi, rodziną, przyjaciółmi. Ale z drugiej niezbyt przyjemnie było opuszczać Francję. Tym bardziej, że reprezentacji dobrze idzie i wciąż są w grze. Jednak liczę na to, iż już za cztery dni będę w samolocie do jednego z miast kraju, który w tym roku jest gospodarzem EURO.
***
Mam poczucie winy. W drodze powrotnej przez piękne, malownicze Alpy i Mont Blanc, wielokrotnie dopadało mnie pytanie: czy dobrze robimy? Zostawiamy tę drużynę, kiedy ta gra najlepszą piłkę od lat i po raz pierwszy wyszła z grupy dużego turnieju od trzech dekad, kiedy awansowała do 1/8 meksykańskiego mundialu w 1986 roku.
Tak jak pisałem, nie posiadaliśmy biletów na pierwszy mecz fazy grupowej piętnastych mistrzostw Starego Kontynentu. Ani nie posiadamy. I nie będziemy. W ostatnim momencie okazało się, że PZPN dał nam możliwość kupna biletów na to spotkanie, lecz wszystko było już zaplanowane i byliśmy w trasie. Poza tym część uczestników euro-wycieczki zmuszona była koniecznie zjawić się w kraju.
Jakieś pół roku temu czytałem książkę mojego kolegi po fachu i znajomego Przemysława Rudzkiego „Futbol i cała reszta”. Jest ona skierowana głównie do pokolenia obecnych 30- i 40-latków. Którzy urodzili się wtedy, kiedy złote lata najważniejszej drużyny w kraju przemijały. I kiedy dorastali, byli zmuszeni ciągle wysłuchiwać opowieści swoich ojców, wujków i dziadków o pięknych bojach zespołów śp Górskiego i Piechniczka. Co było dla nich frustrujące i irytujące. Bo nie mogli tego przeżywać na własne oczy. Teraz jest niepowtarzalna okazja, między innymi dzięki niesamowicie korzystnie ułożonej drabince, by chociaż w pewien sposób nawiązać do tamtych sukcesów. Bo w końcu ci 30- i 40-latkowie, ale i o wiele młodsze osoby, w tym ja, też chcemy swoim dzieciom opowiadać takie historie. Są one jeszcze piękniejsze, kiedy było się uczestnikiem wydarzeń.
Wczoraj przejeżdżaliśmy między innymi przez Szwajcarię. Piękny kraj, piękne góry. Cudowne widoki. Cały czas w tym czasie myślałem o nadchodzącym meczu z tą prawdziwą ekipą multi-kulti. I o tym, że nas nie będzie. Że gardła nie będą zdarte. A ręce pozostaną nieobolałe. Z drugiej strony dobrze przyszykujemy się na ćwierćfinał. Nie dość, że się nieco ochłodzimy w Pile, odpoczywając od tych niemalże brazylijskich upałów nad Sekwaną, to jeszcze będziemy szykować formę na następnego rywala.
Czas podsumowań dopiero nadejdzie. Jedyne, co mogę teraz powiedzieć, to tyle że podróże kształcą. Co prawda nie będzie mnie na miejscu i nie będę zdawać relacji prosto z Francji, ale w tych dniach spędzanych w kraju będę się starał poruszyć istotne kwestie, o których do tej pory nie zdążyłem napisać.
Jeżeli nie uda nam się wygrać ze Szwajcarią, to ja, jak i moi koledzy, będziemy mogli powiedzieć: „nas nie było i od razu przegrywają”. Mam nadzieję, że taki scenariusz się nie sprawdzi i będzie nam dane ostatniego dnia czerwca zobaczyć kolejny wielki triumf Polaków nad Portugalczykami lub rewanż na Chorwatach za przegraną przed ośmioma laty.
Mój przewidywalny skład na mecz ze Szwajcarią:
Fabiański - Piszczek, Glik, Pazdan, Jędrzejczyk - Krychowiak, Mączyński, Błaszczykowski, Grosicki - Milik, Lewandowski
Kilka zdjęć z drogi powrotnej: