EURO okiem pilanina: co to znaczy być na EURO?

06.07.2016   Autor: Mateusz Ryczek
---

Blog zmierza ku końcowi. To ostatni wpis. Prócz podziękowań, ogłoszenia oficjalnego zakończenia i przecięcia wstęgi z tej okazji, chciałbym coś jeszcze napisać. Pomyślałem, by w punktach wypisać, co dla mnie znaczyło być na EURO. No to zaczynamy.

***

1. Pierwsze i chyba najważniejsze ze wszystkich wypisanych punktów - 9000 tysięcy kilometrów. Właśnie tyle łącznie przejechaliśmy. Łącznie zahaczyliśmy o kilka krajów: Niemcy, Włochy, Austrię, Liechtenstein, Szwajcarię, Monako. No i Francję oczywiście. Byliśmy na pięknym Lazurowym Wybrzeżu, mieszkaliśmy w Cannes, zobaczyliśmy Niceę. Na chybcika zwiedziliśmy Monako. Byliśmy nad oceanem, w cichej, spokojnej, malutkiej miejsowości, gdzie swoją bazę mieli (niestety już w czasie przeszłym) nasi kadrowicze, czyli w La Baule. Do tego stolica kraju - Paryż. Potem Marsylia, i to aż dwukrotnie. Przejazdem między innymi w Bordeaux i Lyonie. Czasem w samochodzie spędzaliśmy pół doby, a raz nawet, zamiast zatrzymać się w hotelu na noc i przespać się jak cywilizowani ludzie, jechaliśmy przez całą noc. Czasami już tyłek od siedzenia bolał, a ciało było sparaliżowane, ale było warto.

2. Zetknięcie się z francuskim oznakowaniem. Które jest w moim mniemaniu fatalne. I zapewne nie tylko w moim, bo wiem, że cała Europa na nie narzeka, a Niemcy pisali nawet, by Francuzi uczyli się tego od nas. Nie dość, że często zjazdy na autostradach są słabo oznakowane, to na dodatek trudno dotrzeć do stadionu. Gdy byliśmy przejazdem w Bordeaux, chcieliśmy zobaczyć stadion. Szukaliśmy go ponad godzinę. To na pewno niemałe utrudnienie i tutaj, w mojej ocenie, Francuzi polegli.

3. Poszukiwania. Samochodu, parkingu. Przygodą, która mogła chociaż w małym pierwiastku nawiązać do tej przywoływanej przeze mnie kilkukrotnie historii z Frankfurtu było poszukiwanie po pierwszym meczu w Nicei parkingu, na którym zostawiliśmy auto. Zajęło nam to bite dwie godziny. Zaparkowaliśmy na parkingu rekomendowanym przez PZPN, przeznaczonym dla kibiców. Był on przy lotnisku. Stamtąd, autokarem, zabrano nas pod stadion. Wracając, wsiedliśmy nie do tego busa, co trzeba było... Przez co wylądowaliśmy po drugiej stronie lotniska na jakimś terminalu. Mecz był o osiemnastej, skończył się przed dwudziestą, a do naszego lokum w Cannes dotarliśmy... przed drugą...

4. Nieprzespane noce. Przed meczami i po nich. Świętowanie po triumfach, opłakiwanie odpadnięcia. I nie wypowiedzenie ani jednego słowa aż do następnego dnia po ćwierćfinale. I kolejna nieprzespana noc.

5. Poznawanie nowych, ciekawych ludzi. Których czasami, los tak chciał, spotykaliśmy więcej niż raz. Na przykład grupa prawników, których poznaliśmy w Monte Carlo. Potem widzieliśmy ich na meczach Niemcami i Ukrainą. Albo młody inwestor i biznesmen, pasjonat żużla z Leszna z ogromną wiedzą o tej dyscyplinie. Albo grupa kibiców ze Śląska. Fajnie jest poznawać nowych ludzi.

6. Różne hotele. Jedne ciasne, drugie z krzywymi sufitami, trzecie z podwójnymi łóżkami, czwarte z czarno-białym telewizorem. Różne były. Raz lepsze, raz gorsze. Ale przeżyliśmy. W końcu, tak jak się mawia, są tylko po to, by się przespać, a nie spędzać tam czas.

7. Kibicowanie. Dopingowanie naszych. Czy gardło bolało czy nie. Czy ręce bolały czy nie. Czy się chciało czy nie. Po turnieju mam poczucie dobrze wykonanej roboty, jednak także i poczucie niedosytu. Że mogłem dać z siebie więcej. Podobnie mają zapewne piłkarze, ale i oni, i my, kibice, odwaliliśmy kawał dobrej roboty.
A zatem to wszystko. Pewnie coś jeszcze miałem, ale wypadło mi z głowy. W każdym razie nie pominąłem najważniejszych kwestii. A zatem dziękuję. Dziękuję przede wszystkim Wam, moim Czytelnikom, bez których tego bloga by nie było. Krytykantom za mobilizowanie mnie do lepszego pisania. Tym, którzy prowadzili polemikę za chęci. No i Przemkowi Rudzkiemu, mojemu znajomemu i idolowi zarazem, który często był dla mnie podporą i czerpałem z niego pomysły, który mnie inspirował. Mam nadzieję, że już za dwa lata kolejny raz będzie mi dane poprowadzić podobny blog. Tym razem aż do ostatniego dnia mistrzostw.

Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się nim:

Komentarze
© Copyrights 2019 asta24.pl Agencja Interaktywna Sun Group