Jak bumerang co jakiś czas wraca problem sadowników sprzeciwiających się budowie sieci energetycznej 2x400 kV przebiegającej przez tereny uprawne. Dzisiaj w Pobórce Wielkiej rozpoczęły się prace budowlane, to znaczy miały się rozpocząć, bo sadownicy zablokowali plac budowy.
W takie nasyconej emocjami atmosferze przebiegała konfrontacja na linii budowlańcy – sadownicy. Ekipa z Rzeszowa przyjechała wczoraj po południu, dzisiaj zaczęła kopać, co nie umknęło uwadze lokalnej społeczności. Sadownicy, którzy od kilku lat starają się nie dopuścić do powstania inwestycji w zatwierdzonym przebiegu, posunęli się do kroku ostatecznego – zablokowali budowę.
– Będziemy walczyć do końca bo chronimy. Nas nie interesują tutaj żadne pieniądze, żadne odszkodowania, po prostu nie chcemy dać zmarnować tej naszej ziemi - zapowiada Karolina Żabówka, protestująca przeciwko budowie linii.
Bez skrupułów weszli na teren budowy, zarzucając brygadziście, że nie jest on należycie oznakowany i ogrodzony.
– Weszli tu zgodnie z moją wiedzą bezprawnie. Inspektor BHP jakby tu był..., powchodzili mi tu do dołów - mówi Ryszard Wojnar, brygadzista budowy.
Nie da się ukryć, że faktycznie protestujący z rozmachem zajęli wspomniany teren, skandując donośnie "precz dla linii". Desperacja sadowników sięga zenitu, winnych swojej sytuacji szukają zarówno wśród byłych, jak i obecnych rządzących.
– Wojewoda jest tym głównym decydentem jako przedstawiciel rządu w danym województwie. Chcieliśmy osobiście rozmawiać z wojewodą, niestety pan wojewoda dla nas nie znalazł czasu, tylko przysłała swojego przedstawiciele i rozmawialiśmy z tym przedstawicielem. Rozmowy zakończyły się fiaskiem i dzisiaj mamy to, co mamy - są wydane pozwolenia na budowę na ten odcinek - tłumaczy Piotr Stachowiak, rolnik z Kosztowa.
Podobnie jest w tym przypadku – pozwolenie na budowę jest, poinformowany o jej rozpoczęciu został także właściciel pola. Co ciekawe jednak równolegle wydał on na piśmie sadownikom zgodę na dzisiejszy protest. Sam nie przyjechał na miejsce. Przyjechała za to wezwana przez majstra policja. Protestujący jednak nie zamierzali ustąpić. W dalszym ciągu poszukują winnych.
– Prawda jest taka, że PSL to zaczął. Ta specustawa to była stworzona przez PO i PSL, przez posłów z tamtych ugrupowań. Mamy konstytucję, ale jest coś ponad konstytucją. Ja się pytam: czy my wszyscy ludzie odpowiadamy wobec konstytucji, czy wobec korporacyjnych specustaw? - pyta Kazimierz Wotzka, sadownik z Pobórki Wielkiej.
Zdziwienia tymi oskarżeniami nie kryje szef powiatowych struktur PSL-u, odbija piłeczkę twierdząc, że to mieszkańcy przespali czas konsultacji społecznych nie mając świadomości skali problemu, którego one dotyczą. W spotkaniach brało udział niewielu mieszkańców tego terenu.
– Jeżeli z tego nie korzystali, to nie mogą winić za to PSL-u. My od początku próbowaliśmy temat rozwiązać. Rozważaliśmy różne warianty i różnej udzielaliśmy pomocy. Jestem zaskoczony, że miesza się w to PSL. Że akurat PSL był w w sferze współpracy z Platformą Obywatelską, to nie za wszystko powinien odpowiadać - przekonuje Stefan Piechocki, szef powiatowych struktur PSL.
Interwencja policji poskutkowała. Przedstawiciele firmy budowlanej przyjadą jutro z Rzeszowa. Mieszkańcy Pobórki wstrzymali się z protestami do jutra do 7.00 rano, do czasu ich przyjazdu. Podobnie jak budowlańcy.
– W takich warunkach nie da się pracować i tyle, przecież na siłę nic nie będziemy budować - mówi zrezygnowany Ryszard Wojnar.
A to się jeszcze okaże, bo i na taki scenariusz przygotowani są mieszkańcy Pobórki, którzy zapowiadają, że jeżeli nic się nie zmieni, to w okolicy Bożego Ciała wyjadą maszynami rolniczymi na drogę krajową nr 10 i ją zablokują.