- Wymioty przed pracą, wizyty u psychiatrów, silne leki. Wezwania do dyrekcji, po których pracownicy wychodzą z płaczem. Krzyki, ciągłe pretensje i pogoń za zyskiem, który ma zostać osiągnięty jak najtańszą siłą roboczą. Tak pracownicy szpitala w Pile opisują rzeczywistość w placówce. Dyrekcja uważa jednak, że większość problemów, o których mowa, nie istnieje - tak rozpoczyna się artykuł Piotra Barejki na wprost.pl.
Dziennikarz powołuje się na rozmowy z byłymi i obecnymi pracownikami. W tekście pierwsze litery imion byłych pracowników zostały zmienione. Na prośbę rozmówców portal nie ujawnia tożsamości pracowników oraz szczegółów, które pozwalają na identyfikację. Rozmówcy tłumaczą, że "Piła jest mała, trudno o inną pracę, a dyrekcja nie da im spokoju".
- Wieloletni pracownicy mówią, że tak źle, jak za obecnej dyrekcji, nie było w szpitalu nigdy. Opowiadają o wizytach u psychiatrów i silnych lekach - czytamy na portalu.
Portal cytuje rozmowy z pracownikami, w których opowiadają o swoich doświadczeniach z dyrektorem szpitala oraz jego zastępczynią. Opisują historię pracownicy, która próbowała popełnić samobójstwo. Są też fragmenty poświęcone niestosownym zachowaniom dyrektora.
- Jeszcze te obleśne teksty dyrektora - mówi pracownica. – Wchodzi sekretarka i mówi: panie dyrektorze, tutaj jest moja koszulka, proszę się nią zająć. Na to dyrektor: a pani majteczkami kiedy się zajmę? Chodziło o koszulkę z dokumentami. Opowiada o inicjacji seksualnej w wieku trzynastu lat z dużo starszą kobietą, mówiąc, że takie starsze panie są najlepsze - czytamy.
Są też pretensje o sposób zarządzania placówką. - Na oddziale paliatywnym nie było ostatnio lekarza, bo nie ma zastępstwa, a doktor jest na urlopie. Jest problem z diagnostami, za chwilę nie będzie miał kto wykonywać badań. Do księgowości zatrudniają stażystki – portal cytuje jedną z pracownic.
Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska uznał, że nie ma wpływu na działalność lecznicy. -Odpowiedzialność za zarządzanie podmiotem leczniczym niebędącym przedsiębiorcą ponosi kierownik podmiotu leczniczego, z którym podmiot tworzący nawiązuje stosunek pracy. Tym samym należy skonkludować, iż podmiot tworzący jest właściwy w zakresie ewentualnych zmian w funkcjonowaniu powyższego podmiotu leczniczego po dokonaniu oceny jego działania - dodał.
Cytowani w artykule pracownicy mówią też o sprawach, które trafiły do sądu. - W jednej chodzi o obejście przepisów dotyczących czasu pracy pielęgniarek, którym szpital miał nie wypłacić stosownego wynagrodzenia za nadgodziny. Kolejna dotyczy „zadośćuczynienia z tytułu mobbingu”, a trzecia „odszkodowania z tytułu naruszenia zasad równego traktowania w zatrudnieniu” - cytuje prezesa sądu portal.
Dyrektor Wojciech Szafrański uznaje, że jego zdaniem pierwsza ze spraw została „zainicjowana” przez PIP, a nie personel, i dotyczy „znanego powszechnie problemu tzw. zielonych dyżurów”. „Wprawdzie są to kwestie z zakresu »praw pracowniczych«, ale w realiach sprawy, nie tylko nie doszło do ich »łamania«, co wprost potwierdzały osoby, których to dotyczyło, ale zostało też wykazane, że inaczej nie dałoby się zapewnić właściwej obsługi pielęgniarskiej, zaś same pielęgniarki (jak ustalił sąd), były »usatysfakcjonowane i nie odczuły, by praca w ramach zielonych dyżurów była dla nich mniej korzystna finansowo«” – uważa dyrektor. Z kolei druga ma dotyczyć „zapłaty odszkodowania za rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia”. Zwraca jednak uwagę, że to „powódka rozwiązała umowę o pracę”. I tłumaczy, że powódka „powzięła wiadomość” o „czynnościach dyrekcji”, które miały „rzekomo znamiona mobbingu”, podczas „spotkania z dyrektorem szpitala” w maju 2021 roku. Czyli, jak zaznacza dyrektor, „po fakcie”. Jak zaznacza dziennikarz do trzeciej dyrektor się nie odniósł.
***
Poprosiliśmy dyrektora szpitala o komentarz do tego artykułu.
- Absolutnie nie zgadzam się z tymi zarzutami. Nie czuję się winny. Przedstawione tam sprawy są dla mnie szokujące. Szerzej odniosę się do tej sprawy w najbliższym czasie - powiedział nam Wojciech Szafrański.
fot. wprost.pl
Komentarze
Zobacz także