Podczas tegorocznych wyborów nie spisały się ani instytucje odpowiedzialne za ich przeprowadzenie, ani wyborcy. Z tym, że ci ostatni są najmniej winni.
Miało być lepiej, a wyszło jak zwykle. Trudno się jednak spodziewać, że w trzy miesiące można dokonać cudu i od zera stworzyć niezawodny system do liczenia głosów i ich przeliczania na mandaty – radnych, wójtów, burmistrzów i prezydentów. Okazało się, że w Polsce jest to niemożliwe. Mamy nauczkę – nie da się robić wyborów na ostatnią chwilę.
Druga nauczka jest jednak boleśniejsza, gdyż wynika z grzechu zaniechania. Zaniechania szczegółowego poinformowania wyborców, jak powinni oddać głos, żeby był ważny. Powiedzenie: „można oddać tylko jeden głos na jednej karcie (z książeczki)”, można zrozumieć na dwa sposoby. I okazało się, że mnóstwo osób zrozumiało niepoprawnie.
W wyborach do Rady Miasta Piły nie było najgorzej. Jak policzyliśmy, na nieco ponad 23 tysiące oddanych głosów, nieważnych było niespełna 1,7 tysiąca. Sporo, ale jeszcze do akceptacji.
Gorzej było z wyborami do Rady Powiatu Pilskiego. Tu na nieco ponad 50 tys. oddanych głosów, aż 20 proc. było nieważnych.
Nie wiemy na razie, jak będzie wyglądała statystyka w wyborach do sejmików wojewódzkich, gdyż nie ma jeszcze wyników. Można się jednak spodziewać, że odsetek głosów nieważnych będzie bliższy temu z wyborów do powiatu.
Kolejne wybory dopiero w maju, kiedy będziemy wybierać prezydenta RP. To dla PKW najłatwiejsze zadanie. Okazuje się jednak, że prawdopodobnie dopiero w styczniu rozpisany zostanie przetarg na wyborcze oprogramowanie, co oznacza, że czasu na przygotowanie go do wyborów będzie jeszcze mniej niż teraz. Alarmowy dzwonek powinien jednak zadzwonić już dziś.
fot. gazetamyslowicka