Tak źle w pilskiej, żeńskiej siatkówce dawno nie było. Pilanki po 12. kolejkach Orlen Ligi mają na swoim koncie zaledwie 2 zwycięstwa i aż 10 porażek. Zespół prowadzony przez Łukasza Przybylaka po raz kolejny przegrał, tym razem przed własną publicznością z MKS Dąbrowa Górnicza 0:3.
Przed sezonem – patrząc na skład, który zbudował Dominik Kwapisiewicz w oparciu o budżet klubu - chyba nikt nie spodziewał się, że ten zespół walczyć będzie z tuzami takimi jak Atom Trefl Sopot czy chociażby Chemik Police o mistrzostwo kraju. Kibice liczyli raczej, że wzorem lat poprzednich na pilskim parkiecie zobaczymy drużynę mocną, nie na papierze i w statystykach, lecz mocną mentalnie, składającą się z ambitnie grających siatkarek, które swoją grą przyciągają tłumy do hali MOSiR w Pile.
Tymczasem na próżno szukać dobrze grającego zespołu i kibiców, którym w zasadzie nie ma się co dziwić, że nie przychodzą na salę tylko po to, aby popatrzeć na dobrą grę zespołów przyjezdnych.
Pilanki do tej pory nie wygrały ani jednego meczu przed własną publicznością. Nafciarkom udało się za to dwa razy wygrać na wyjeździe. Pierwszy raz w 6. kolejce z Rzeszowem i dwa tygodnie później z autsajderem w Bydgoszczy.
Dzisiaj spora część kibiców udając się na mecz w głębi duszy liczyła, że to właśnie teraz nastąpi przełom w grze pilskiego zespołu. Tak się jednak nie stało, a w przyczynach porażki nie ma sensu upatrywać złego przygotowania i prowadzenia zawodniczek przez obecnego i byłego trenera. Wypadałoby raczej zastanowić się dlaczego włodarze klubu nie poczynili żadnych kroków, aby Nafta Piła ponownie zaczęła przypominać zespół, który walczył o wysokie miejsca w ekstraklasie, a nie ten, który o ekstraklasie niebawem zapomni.
PGNiG Nafta Piła – MKS Dąbrowa Górnicza 0:3 (18:25, 16:25, 21:25)