Gdy pan Mariusz z Wałcza wzywał pogotowie do nieprzytomnej córki, która nie oddychała po zatruciu czadem nie przypuszczał, że będzie musiał sam ją ratować.
Kiedy zespół ratownictwa medycznego przyjechał na miejsce po prostu przyglądał się, jak mężczyzna próbuje reanimować córkę. Dziewczynie nic się nie stało, ale jak ocenić postawę ratowników i lekarza?
Wszystko rozegrało się w czwartkowy wieczór w przedpokoju domu państwa Bilińskich. Ich córka straciła przytomność i pamięta niewiele. Pogotowie przyjechało bardzo szybko, ale z relacji rodziców wynika, że po prostu przyjechało i tyle. Tak wspominają ten dzień: - Córka nie oddycha, ja staram się ją reanimować. Ratownicy stoją, zero reakcji. A ja krzyczę, niech pan mi ratuje dziecko - opowiada Mariusz Biliński.
Ojciec starał się udzielić pomocy córce, ale tylko starał się, bo szkolenia z udzielania pierwszej pomocy nigdy nie przechodził. Zdenerwowany mężczyzna zaczął krzyczeć na lekarza, prosząc o pomoc i reakcję. - W końcu doktor się odwrócił i pozwiedzał do ratowników, proszę wezwać policję. Zadzwonili na policję i powiedzieli, że tutaj nie będą badać tej pani, zabierają ją do szpitala - mówi Wioletta Bilińska, matka poszkodowanej.
Dziewczynę przewieziono na izbę przyjęć. W szpitalu - z rozbitą głową i objawami zatrucia tlenkiem węgla - spędziła jedną noc. Zgoła odmienną wersję tych samych wydarzeń przedstawia rzecznik prasowy Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Szczecinie, Elżbieta Sochanowska. - Wszystko jest zaznaczone w karcie, to badanie było przeprowadzone - mówi Elżbieta Sochanowska i zapewnia, że pacjentka została zbadana na miejscu, a nie dopiero w karetce.
Słowo przeciwko słowu. Zdaniem lekarzy zatrucie było lekkie, ale i tak pozostaje jednak pytanie, czy życie młodej wałczanki było zagrożone? - Miernik stężenia tlenku węgla wykazał 35 ppm. Dopuszczalna górna granica to 20,08 ppm - mówi mł. kpt. Mirosław Gruchot z KP PSP w Wałczu.
Dodajmy, że pomiaru stężenia tlenku węgla dokonano co najmniej godzinę po zdarzeniu i pomieszczenia były już wietrzone. Co znaczy, że w chwili zasłabnięcia dziewczyny stężenie, a co za tym idzie i zagrożenie, mogło być o wiele większe.
Rodzina Bilińskich nadal nie może uwierzyć w to co się stało, dlatego też rodzina zgłosiła zawiadomienie na policję. - Prowadzimy postępowania karne w związku z art. 160. § 2. KK, czyli narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. W tej chwili trwają czynności sprawdzające w związku z tym zdarzeniem - mówi sierż. sztab. Beata Budzyń, rzecznik prasowy KPP w Wałczu
Po ich zakończeniu sprawa zostanie umorzona albo przekazana prokuraturze. Do tematu wrócimy.