Kilkakrotnie wzywane pogotowie nie przyjechało do chorej w Połajewie. Początkowo, dyspozytor uznał, że chorej wystarczy lek przeciwbólowy. To był zawał. Karetka w końcu wyjechała, ale było za późno. Kobieta zmarła.
43-letnia Małgorzata do 4 lutego była sprawną, silną kobietą. Feralnej środy, po godzinie 5.00 wstała jak co dzień do pracy na poczcie, zrobiła kawę i... zaczęło się. Krążyła po domu, ból był nie do wytrzymania.
Janina Jop ze łzami w oczach opowiada o widoku wijącej się z bólu córki. - Przechodziła z pokoju do kuchni i z powrotem - mówi matka kobiety. - Ciągle krzyczała, ten krzyk był straszny. Zaciskała zęby, klęczała na tapczanie i nadal wydawała przerażające odgłosy. To było jak wycie i ta okropna bezradność.
Małgorzata uskarżała się na ból w okolicach mostka, który promieniował do części lędźwiowej kręgosłupa. Cierpienie nie pozwalało jej nawet zaczerpnąć powietrza. Typowe objawy zawału. Syn kobiety, Jacek kilkakrotnie dzwonił na pogotowie. Pierwszy telefon wykonał o 5.35, ale karetki nie wysłano do jego matki. Później były kolejne rozmowy z dyspozytorem. - O 5.59 był kolejny telefon. Dyspozytor powiedział że mama jest w szoku jak my. I przesadzamy - mówi Jacek Czekała.
Bliscy Małgorzaty wiedzieli, że dzieje się z nią coś złego. Nie mogli dłużej czekać. Zdecydowali, że sami pojadą. Ruszyli w drogę do najbliższego szpitala - w Czarnkowie, zatrzymując się co 200-300 metrów, aby kobieta zwymiotowała i wykrzyczała się z bólu. Kiedy zjechali na drogę za wsią Połajewko, stało się najgorsze.
- Tam się zatrzymaliśmy w lesie, mama znowu zwymiotowała, znowu krzyczała z bólu nie mogła usiedzieć na siedzeniu. Próbowała powstrzymać ten ból chodzeniem, ruszaniem się i w pewnym momencie moja mama po prostu padała na mnie - opowiada Jacek.
Dwudziestoletni syn próbował cucić matkę. Bez skutku. Bez namysłu, na zmarzniętą ziemię rzucił kurtki i rozpoczął reanimację. Po kilkunastu minutach pojawiła się karetka. Przejęli resuscytację - niestety, było już za późno. Kobieta zmarła w szpitalu.
Dyrektor pilskiego Szpitala Specjalistycznego Rafał Szuca mówi, że aktualnie są na etapie wyjaśniania sprawy z 4 lutego. Muszą zostać przesłuchane wszystkie nagrania. - Jest nam przykro, że tak się stało. Wyrażam głębokie ubolewanie z powodu śmierci pacjentki - mówi dyrektor Szuca.
Rodzina pani Małgorzaty nie odpuszcza. Złożyli skargę na dyspozytora do Prokuratury Rejonowej w Trzciance oraz do Szpitala Powiatowego w Czarnkowie. Matki i córki to im jednak nie zwróci...