W środę do trzcianeckiego szpitala trafiło aż siedem osób podtrutych dopalaczami. Takiej sytuacji już dawno nie było. Najmłodszy pacjent miał 16 lat, najstarszy 27. Jeden z nich był w stanie zagrażającym życiu.
Pierwszy pacjent zatruty dopalaczami trafił do szpitala w Trzciance tuż po godzinie 8. rano, ostatni po 23. Kilku przywieziono ze szkoły, innego młodego mężczyznę z pracy. Wszyscy tracili przytomność. - Z punktu widzenia klinicznego i objawów, które mieli pacjenci było podejrzenie, że zażywali substancje psychoaktywne - mówi Marcin Michlewicz, rzecznik Szpitala Powiatowego w Trzciance.
Udzielono im pomocy. Pobrano krew na obecność substancji i powiadomiono sanepid. Takie są procedury. Nic więcej nie można zrobić, bo dopalacze lub substancje zastępcze są po prostu legalne. Można je także bez trudu zdobyć, choćby za pośrednictwem internetu, gdzie kuszą nazwami... - To są bardzo "bajeranckie" nazwy: wiśniowy sad, czereśniowy sad, rozpałka, czerwony piasek - mówi Danuta Kmieciak, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Pile.
Na opakowaniach są ostrzeżenia, że dany środek nie służy do spożycia. Są to środki kolekcjonerskie, albo do prania lub czyszczenia. Występują np. pod postacią papierosów lub kadzidełek. - Dopalacze dają kopa, przydaje się to na siłownię, tak samo przed imprezą. Dzięki nim możemy się lepiej bawić, rozkręcić się - mówi użytkownik dopalaczy.
Tyle, że taka zabawa po dopalaczach może zakończyć się tragicznie. W kraju były już trzy zgodny po nieznanych substancjach. Nie ma miesiąca by do pilskiego szpitala nie trafiały osoby zatrute dopalaczami. Średnio są to trzy, cztery przypadki w miesiącu. Coraz częściej niestety są to gimnazjaliści, dlatego trafiają na oddział dziecięcy. Zachowują się dziwnie, choć testy na obecność narkotyków dają wynik negatywny. - Domyślamy się, że zostały spożyte, pod różną zresztą postacią, po objawach klinicznych, po zachowaniu. Czasami występują halucynacje, czasami niepokój, czasami pobudzenie, agresja. Te dzieci stwarzają niebezpieczeństwo, dla nas - personelu, ale przede wszystkim dla naszych mniejszych pacjentów - mówi Maciej Osiecki, ordynator oddziału dziecięcego w Szpitalu Specjalistycznym w Pile. Trudno też leczyć takich pacjentów, bo lekarze nie zawsze wiedzą z jaką substancją mają do czynienia.
Trudno walczyć z tym zjawiskiem. Dopalacze bez trudu można kupić w internecie. W Pile jest jeden sklep stacjonarny. Regularnie kontrolowany jest przez inspektorów z sanepidu w asyście policji. Sanepid konfiskuje podejrzane substancje, zakazuje ich sprzedaży i nakłada karę grzywny. A właściciel się odwołuje i... zmienia nazwę firmy. - Kiedy poszliśmy na następna kontrolę okazało się, że w tym samym miejscu działa już inna spółka i znów wprowadza do obrotu podejrzane środki - mówi dyrektor Kmieciak.
Od maja ubiegłego roku nazwa tej firmy zmieniła się pięciokrotnie. Policja także jest bezsilna, bo polskie prawo zezwala na sprzedaż dopalaczy. Funkcjonariusze mogą jedynie edukować młodzież. - W ramach tych działań przeprowadzamy z młodzieżą, z nauczycielami, a także pedagogami cykliczne spotkania, mające na celu uwrażliwienie na uzależnień różnego typu - mówi sierż. sztab. Anna Starzyńska z biura prasowego pilskiej policji.
Z jakim skutkiem? Raczej miernym, skoro statystyka rośnie, a wiek dzieci zażywających dopalacze maleje.