Kolejki w przychodniach - wina pacjentów?

02.12.2015   Autor: Artur Maras
---

Nawet pół roku trzeba czekać na wizytę u specjalisty. Kolejki w poczekalniach to wynik ograniczeń kontraktów, zbyt małej liczby specjalistów, ale też i samych pacjentów. Okazuje się, że czasem pacjenci nie stawiają się na wyznaczone wizyty.

Gdyby odwoływali je chociaż z jednodniowym wyprzedzeniem, inni mogliby przesunąć się w kolejce, a tak muszą czekać...

- Pacjenci zapisują się do kolejki  na długo przed terminem przyjęcia i czekają. Ale zdarza się, że zapisują się do różnych specjalistów i nie przychodzą - mówi Krzysztof Zając, specjalista chirurg-onkolog. Tak dzieje się we wszystkich prywatnych przychodniach w Pile. A statystyki pokazują, że problem jest spory... - Nie zgłasza się 500-600 osób – mówi jeden z właścicieli prywatnej przychodni w Pile. Miesięcznie placówka obsługuje ok. 6 tys. pacjentów, a średnio 10% z nich nie przychodzi na umówione wizyty. Pół biedy, gdyby zgłaszali to wcześniej.

Wiele wizyt u lekarza nie wygląda tak, jak powinno. - Rozmawiałem z panią doktor w poradni okulistycznej - osiem osób zarejestrowanych na dzisiaj po prostu się nie zjawiło. U mnie, a prowadzę poradnię urologiczną, trzy albo cztery osoby się nie pojawiły - mówi Tomasz Prałat, właściciel zespołu poradni Dermapuls w Pile. Doktor Prałat przyznaje, że najczęściej mówi się o prawach pacjenta, ale warto też zacząć rozmawiać o obowiązkach. Dzwonienie do każdego z pacjentów w dzień wizyty, czy pojawi się w poradni jest dla placówek niewykonalne. Trzeba byłoby zatrudnić dodatkową osobę, zajmującą się tylko potwierdzaniem wizyt. Gdyby pacjenci byli bardziej zdyscyplinowani i zgłaszali swoją nieobecność wcześniej, byłaby szansa skrócenia choć trochę kolejek.

Zdarza się też tak, że pacjenci zapisują się do kilku poradni i wybierają tę, która proponuje najszybszy termin, ale o odwołaniu pozostałych już zapominają.

Zdaniem właściciela innej pilskiej przychodni, dyscyplina wśród pacjentów to jedno, a drugie, to wadliwy system. - Przyczyną jest to, że to my - szpitale, poradnie diagnostyczne - jesteśmy właścicielami limitów, a nie pacjent. A to właśnie pacjent powinien być właścicielem tego limitu, zapisanego na specjalnej karcie - mówi Andrzej Gontarczyk, właściciel poradni BEAMED w Pile.

Aby uzdrowić ten system trzeba odejść od zawierania kontraktów kwotowych. Ograniczona pula punktów, którą dysponują poradnie powoduje, że po dokonaniu podziału na cały rok jest ich zwyczajnie zbyt mało. Podobnie, jak specjalistów. - To nie tylko kwestia liczby lekarzy, ale ilości punktów, które są możliwe do wypracowania w ramach danej poradni. I czy ta ilość punktów, którą możemy wypracować spełnia zapotrzebowanie - mówi dr. n. med. Piotr Świniarski, specjalista urolog.

Na punkty i ich podział oraz na liczbę lekarzy-specjalistów, którzy pracują w poradniach pacjenci nie mają wpływu. Mogą jednak nie zapisywać się niepotrzebnie w kilku poradniach oraz odwoływać z wyprzedzeniem wizyty, na które nie mogą przyjść. Już to bowiem może zmniejszyć czas oczekiwania w kolejkach.

 

Przeczytaj więcej o: kolejki w przychodniach,

Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się nim:

Komentarze
© Copyrights 2019 asta24.pl Agencja Interaktywna Sun Group