Donos donosowi nierówny. Jedne mają zaszkodzić, inne ośmieszyć. A te polityczne mogą zakończyć niejedną karierę.
A ostatnio takich donosów w Pile się uzbierało. Większość z nich trafiła do wojewody wielkopolskiego. - Wszystkie pisma które nie są podpisane możemy traktować jako donos, w tej sytuacji obowiązuje procedura, że nie są one rozpatrywane i nie nadaje im się biegu, natomiast to jest ułamek spraw które są prowadzone na skutek korespondencji - tłumaczy Tomasz Stube, rzecznik prasowy wojewody wielkopolskiego.
Głośno było o donosach na radnego powiatu - Mariana Martenkę, przewodniczącego rady miasta w Pile - Rafała Zdzierelę, czy dyrektora Domu Pomocy Społecznej w Dębnie - Filipa Perlińskiego, no i ostatni, najbardziej drastyczny, w którym członkowie koła łowieckiego skarżą się, że jeden z radnych miejskich łączy tę funkcję z szefowaniem w kole łowieckim. Autorzy pisma twierdzą, że nie powinien tego robić i złożyli doniesienie do wojewody. Opisują przy tym, nie stroniąc od wulgaryzmów – „utajony życiorys radnego”. - To jest dno życia publicznego bo wiele osób w tym przyzwoitych, takich, którzy nie mają sobie nic do zarzucenia zastanawia się czy warto uczestniczyć w takim życiu publicznym - oburza się Piotr Głowski, prezydent Piły.
Bo donosy mogą zaszkodzić i to poważnie. Ten ostatni wzbudził nie tyle kontrowersje, co po prostu niesmak. - Jeżeli chce się walczyć z politycznym przeciwnikiem to należy to robić to w kampanii wyborczej i pokazać mieszkańcom, że jest się od kontrkandydata
lepszym, a nie dyskredytować radnych wybranych w demokratycznych wyborach przez pilan czy przez mieszkańców powiatu - dodaje Mateusz Ludewicz, redaktor naczelny Tygodnika Pilskiego.
Zdaniem psychologa donosicieli czy też tak zwanych „życzliwych” można podzielić na kilka grup. - Takich którzy boją się w oczy zwrócić komuś uwagę bo uważają, że nasze zachowanie czy nasze decyzje wybory są niestosowne oraz na takich którzy chcą innym zaszkodzić - twierdzi Halina Łuś, psycholog.
Samo słowo donos budzi negatywne skojarzenia, dlatego też zapewne ZUS donosy nazywa "informacjami", policja "zgłoszeniami" a Urząd Skarbowy "informacjami zewnętrznymi". A takich „informacji” do pilskiej skarbówki spływa ponad kilkaset rocznie.
Na co pilanie najczęściej donoszą? A to, że sąsiadka zarabia na wypieku ciast, albo, że ktoś pracuje zagranicą, albo kupił nowy telewizor, a jest bezrobotny. - Donosy wpływają i anonimowe i podpisane, każdy z nich jest szczegółowo analizowany z tym, że jeśli donos jest podpisany i wiemy kto go złożył, to również tego nadawcę informujemy że podjęliśmy czynności sprawdzające w tej sprawie - tłumaczy Anna Gruszczyńska z pilskiego Urzędu Skarbowego.
By ułatwić pisanie donosów, policja kilka lat temu zamontowała w mieście niebieskie skrzynki. - Kilka lat temu takie skrzynki funkcjonowały i na budynku starostwa powiatowego i na budynku Urzędu Miasta. Była to jedna z form komunikowania się policją. Z czasem cieszyły się coraz mniejszym zainteresowaniem, ale trafiały tam też listy które powinny trafić do pocztowej skrzynki, czyli czerwonej - tłumaczy kom. Andrzej Latosiński z biura prasowego pilskiej policji.
I tym sposobem maile z donosami wyparły te "tradycyjne". A czy dziś w Pile stały się plagą?