Rondo jest a kierowcy jeżdżą po nim jak po zwykłym skrzyżowaniu. Mieszkańcy Trzcianki narzekają na nową inwestycję drogową, bo kierowcy notorycznie łamią tam przepisy ruchu drogowego.
Przez to skrzyżowanie codziennie przejeżdżają setki samochodów. Osobówki, auta dostawcze i ciężarowe. Niby nic nadzwyczajnego gdyby nie to... rondo. A raczej rzucony na asfalt biszkopt - bo tak to rondo nazwali mieszkańcy Trzcianki.
Skrzyżowanie ulicy Jana Matejki z ulicą Stanisława Staszica zostało przebudowane właśnie na rondo, by zminimalizować liczbę wypadków i kolizji w tym miejscu.
Samochody osobowe w większości radzą sobie z poprawnym przejechaniem przez to rondo to większe auta najeżdżają na ten tzw. biszkopt, a często nawet jadą przez środek, jak po tradycyjnym skrzyżowaniu. - Zastosowanie innego typu ronda ze względu na miejsce nie wchodzi w rachubę. Tam mogłoby być inne skrzyżowanie. Było skrzyżowanie zwykłe. Zdarzały się często kolizje. Trzeba było sprawę rozwiązać. Skrzyżowanie sterowane światłami problemu by nie rozwiązały. Chociażby z tego względu, że rondo duże - to na drodze wojewódzkiej - jest dość blisko. Mogłoby dojść do zablokowania również drogi wojewódzkiej - tłumaczy Witold Putyrski, kierownik referatu gospodarki przestrzennej i infrastruktury komunalnej, UM Trzcianka.
Dlatego urzędnicy postawili na takie rozwiązanie. Ronda są bowiem bezpieczniejsze, niż tradycyjne skrzyżowania. I rzeczywiście, pomimo niefortunnego wyglądu – działa. Liczba wypadków w tym miejscu, po jego wybudowaniu spadła do zera. Jednak nasuwa się jedno pytanie: Czy przejeżdżające często na wprost samochody dostawcze i ciężarowe nie łamią przepisów ruchu drogowego, czyli nakazu jazdy ruchem okrężnym na rondzie?
Urzędnicy z magistratu twierdzą, że nie będzie kolejnej przebudowy tego skrzyżowania. Ale pojawią się innowacje. Przed wjazdami na rondo zostaną umieszczone specjalne tarki, które mają za zadanie uprzedzić kierowców o zachowaniu szczególnej ostrożności. Czy to jednak załatwi problem rozjeżdżanego biszkopta?