Wtorkowa sesja Rady Miasta Piły, choć nic na to wstępnie nie wskazywało, dostarczyła wielu emocji zarówno obecnym na sali, jak i z całym przekonaniem widzom przed monitorami. To raport z międzysesyjnej działalności prezydenta doprowadził do gorącej dyskusji.
To współpraca na linii miasto – powiat w zakresie między innymi organizacji oficjalnych uroczystości między innymi doprowadziła do zagęszczenia atmosfery. Współpraca, a właściwie jej wypowiedzenie przez prezydenta, któremu nie odpowiada korzystanie z asysty wojskowej w świetle nowych wytycznych ministerstwa, które to nakłada obowiązek każdorazowego odczytywania apelu poległych w zmienionej formie. Co jednak zdaniem prezydenta, nie przeszkadza staroście. Piotr Głowski wypomniał też Eligiuszowi Komarowskiemu wątpliwą dla miasta reklamę w postaci głośnego na całą Polskę grzyba w szpitalu.
– To wszystko odbywa się przy takiej hipokryzji. Z jednej strony mówienie o współpracy, a z drugiej ludzie są wyrzucani z pracy, mamy oddawane lotniska, porzucane ulice. To wszystko odbywa się bez uzgodnień. Ja już nie mówię tylko o tym, że ten grzyb to wynik braku nadzoru właśnie tego samego starosty - wymieniał Piotr Głowski, prezydent Piły.
Samego starosty na sesji nie było, był za to wicestarosta Stefan Piechocki, który starał się kolejno odpierać skierowane w stronę powiatu zarzuty. Na ten o wątpliwej współpracy miał jedną odpowiedź.
– W Polsce mamy trzy szczeble samorządności i każdy samorząd jest niezależny, niepowiązany pod względem podległości. Jak tak będziemy patrzyli, to będziemy partnerami do rozmowy, partnerami do działania. Jeżeli będziemy patrzyli, że ktoś musi mi podlegać, bo ja jestem lepszy, to jest ogromny błąd samorządowca - odpowiadał Stefan Piechocki, wicestarosta pilski.
I rutynowy jak się wydawało punkt sesji skradł blisko trzy godziny. Trudno oprzeć się wrażeniu, że odżywa tak spychana na margines i podobno wymyślona przez media tak zwana wojenka pilsko-pilska.