Syzyfowa praca – tak można powiedzieć o problemie, który co roku pojawia się na działkach. Mimo zakazów i kar działkowicze wciąż palą opadłe liście, zamiast je kompostować, lub wyrzucać do śmieci biodegradowalnych.
Problem z usuwaniem liści wraca co roku jak bumerang. Pomimo próśb, gróźb i kar działkowcy wciąż palą zebrane z posesji liście.
- Wszyscy palą, proszę pana.
- Ten dym przeszkadza. No bo to to wiadomo, no dym, to śmierdzi – mówią działkowcy.
Na odór narzekają sąsiedzi działkowców. Narzekają też sami działkowcy na swoich sąsiadów.
- Żeby tam palić? Po co, szkoda. Jest pokost, wtedy można zakopać ładnie i wszystko rośnie.
- Liście powinny być kopcowane gdzieś w jakimś miejscu i z czasem wykorzystane – radzą działkowcy.
Choćby jako nawóz i to cenny, bo naturalny i skuteczny nie mniej, niż sztuczne nawozy.
- Praktykujemy coraz więcej i to się sprawdza, że nie używamy żadnych pestycydów, żadnych sztucznych nawozów. A tylko z własnego kompostownika i własne ewentualnie tworzone środki do oprysku wczesną wiosną już, naszych drzew – mówi Czesław Wiśniewski, prezes Delegatury Prezesów Działek.
To jednak nie przekonuje działkowców, albo po prostu siła przyzwyczajenia. Może też nie wszyscy potrafią czytać ze zrozumieniem regulamin działek.
- Mamy jasne przepisy ,jeśli chodzi o postępowanie z odpadami roślinnymi, w tym również liśćmi. Wszystko jest zawarte w takiej zielonej książeczce, nazywa się to regulamin, który wynika z naszego statutu i z naszej ustawy. I tam jest zapisane, poczynając od paragrafu 42 o tym, że po pierwsze to działkowicz na działce powinien mieć swój kompostownik – stwierdza Marian Praczyk, prezes Okręgowego Zarządu PZD.
" target="_blank">
Bo to korzystniejsze dla środowiska. A palenie liści, mimo że na pierwszy rzut oka może wydawać się niegroźne - wcale takie nie jest. To duże zagrożenie dla zwierząt, które w hałdach liści zapadają w sen zimowy, choćby tylko jeże. Palone liście są również niebezpieczne dla ludzi, bo...
- Dochodzi do powstawania tlenku węgla, dwutlenku węgla. Innych zanieczyszczeń, zanieczyszczeń pyłowych. Jest to dokładanie do tej ilości zanieczyszczeń, które już w powietrzu krążą z innych źródeł, jakiejś dodatkowej miary. Natomiast bardzo istotne jest to,że przy takim spalaniu w niskich temperaturach dochodzi do powstawania szeregu szkodliwych związków – tłumaczy Marek Duraj, kierownik pilskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska.
W tym między innymi węglowodorów aromatycznych i dioksyn. Są to niezwykle groźne substancje chemiczne, które mogą wpływać między innymi na choroby układu oddechowego i krążeniowego powodując na przykład zawał serca.
Dym z palonych liści może być nie tylko dotkliwy dla zdrowia, ale także dla... portfela. Za palenie grożą mandaty i to nawet wysokie.
- Zawsze są to sankcje standardowe, od 20 aż do 500 złotych – ostrzega Wojciech Nosek, komendant Straży Miejskiej w Pile.
Kary swoją drogą, a zapobieganie i edukacja swoją. Zmienić musi się przede wszystkim ludzka mentalność. Bo jeżeli nie, to powietrze, którym oddychamy, w dalszym ciągu przypominać będzie tablicę Mendelejewa...