Wczoraj w całym kraju organizowano tak zwany strajk obywatelski. W Trzciance i Wałczu mimo mrozu na ulicę wyszło kilkadziesiąt osób. Powody były dwa: rocznica wprowadzenia stanu wojennego i protest w obronie demokracji. Organizatorzy zgłosili 13 postulatów, żądali m.in. dymisji rządu Beaty Szydło.
13 grudnia, w rocznicę stanu wojennego Komitet Obrony Demokracji organizował w całym kraju tak zwany strajk obywatelski. Protestujący domagali się między innymi dymisji rządu Beaty Szydło, bezwzględnego utrzymania wolności zgromadzeń, podwyższenia kwoty wolnej od podatku, czy zaniechania działań uderzających w prawa kobiet.
Paweł Suski, współorganizator strajku w Wałczu, poseł na Sejm RP z Platformy Obywatelskiej wyraził obawę co do stanu demokracji w Polsce. Wielu z nas nie zdawało sobie sprawy, że w wolnej Polsce w ćwierćwieczu życia, spokoju i pokoju będziemy musieli wyjść na ulicę. Każda rocznica i każda uroczystość jest dziś potrzebna i ważna do tego żeby docierać do świadomości Polaków z tą informacją z tym przekazem, że dzieje się źle i musimy coś z tym zrobić – powiedział Suski.
W Wałczu na Placu Wolności w strajku wzięło udział około 70 osób. Z jednej strony chciano uczcić rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, a z drugiej zamanifestować swój sprzeciw wobec decyzji rządzących.
Podobna, choć mniej liczna manifestacja odbyła się w Trzciance na skwerze przy ulicy Kościuszki. Organizatorzy strajku obywatelskiego obecną sytuację w państwie porównują do tej z 1981 roku, kiedy to generał Jaruzelski wprowadził stan wojenny. Joanna Matuszewska, współorganizatorka strajku w Trzciance - Wtedy kiedy wprowadzano stan wojenny władza ogłosiła, że to jest stan wojenny. Natomiast teraz nikt nie mówi, że się wprowadza stan wojenny, ale stopniowo tymi kolejnymi ustawami, przepisami, krokami, ograniczane lub odbierane są kolejne prawa i de facto taki stan wojenny jest wprowadzany w naszym kraju przez obecne władze.
Z dużym sprzeciwem spotkała się planowana reforma edukacji. Konsekwencje jej wprowadzenia mogą być nie odwracalne. To nie tylko kwestia zwolnień nauczycieli, ale przede wszystkim poziomu edukacji. Daniel Adamczyk, członek Związku Nauczycielstwa Polskiego powiedział: przyszedłem generalnie po to, żeby zamanifestować to co się dzieje w Polsce. Generalnie chodzi o edukacje, bo reforma, która jest wprowadzana jest wprowadzana chaotycznie, z bardzo nieprzygotowanymi podstawami programowymi no i chciałem wyrazić swój sprzeciw.
Co dziwne swojego sprzeciwu dla działań rządzących nie mieli okazji wyrazić mieszkańcy Piły. Komitet Obrony Demokracji choć w mieście nad Gwdą działa prężnie i organizuje liczne spotkania to wspomnianego strajku w Pile nie przygotował.