Został przywieziony do Polski ze Wschodu w latach '50 XX stulecia z przeznaczeniem na paszę dla bydła. W tej roli jednak się nie sprawdził. Obecnie objęty jest nawet prawnym zakazem uprawy i sprzedaży. Mowa o barszczu Sosnowskiego, który od sześćdziesięciu lat jest nie tylko rośliną niepożądaną, ale bardzo niebezpieczną.
Piękna pogoda, wysoka temperatura – gdzie szukać ukojenia na łonie natury, jeśli nie nad jeziorem lub w lesie. Wybierając to drugie miejsce trzeba być jednak świadomym zagrożenia, szczególnie gdy ono wzrasta wraz z temperaturą. Podczas upałów bowiem wyjątkowo groźny może być barszcz Sosnowskiego. Ten w okolicach Piły występuje wyspowo. Można go spotkać koło Stobna i Starej Łubianki.
– Barszcz jest niebezpieczny właśnie w tym okresie, w okresie lata, w okresie kiedy kwitnie, kiedy rośnie, bo wydziela duże ilości olejków eterycznych. Te olejki eteryczne przy zetknięciu ze skórą mogą powodować poparzenia. Także przy mocno parnej pogodzie również wdychając opary tej rośliny można doznać oparzeń dróg oddechowych - ostrzega Jarosław Szczepkowski, Nadleśnictwo Zdrojowa Góra.
A wszystko przez zawartość furanokumaryn w wydzielinie roślinnej. Jak kończy się kontakt z barszczem pamięta doskonale leśniczy ze Stobna, który poparzeniu uległ w dzieciństwie.
– Zachęciła mnie ta roślina, żeby pobawić się, skonstruować prostą broń do zabawy. Skończyło się to oparzeniami. Miałem poparzoną skórę na klatce piersiowej, na dłoniach. W tamtych czasach nie bardzo zdawaliśmy sobie sprawę, że jest to poparzenie chemiczne wywołane ta rośliną - opowiada Mariusz Kałka, leśniczy z leśnictwa Stobno.
Pan Mariusz miał jednak dużo szczęścia. Z tej przygody wyszedł bez większego szwanku. Lekarze jednak podkreślają, że to w jakim stanie jest pacjent, a co za tym idzie jak szybko zostanie wyleczony i czy zostaną mu blizny, zleży od wielu czynników. Przede wszystkim jak długo trwał i jak intensywny był kontakt z rośliną, czy skóra została wystawiona na działanie promieni słonecznych oraz jak szybko pacjent uzyskał pomoc. Objawy bowiem pojawiają się dopiero po kilkudziesięciu minutach od kontaktu z rośliną, a są one dość typowe dla poparzenia.
– Zawsze jest ból, zawsze jest pieczenie, zawsze jest świąd. Zmiany niestety goją się wolno i zawsze ustępują z pozostawieniem przebarwień, które mogą utrzymywać się wiele miesięcy - mówi Joanna Czuprys-Piątkowska, dermatolog ze Szpitala Specjalistycznego w Pile.
Gdy wystąpią, a zanim udamy się do lekarza, ważne jest by przemyć powierzchnię skóry, która miała kontakt z rośliną wodą z mydłem i osłonić ją przed działaniem promieni słonecznych. Najprościej jednak do kontaktu z barszczem Sosnowskiego nie dopuścić w ogóle.
Roślinę tę trudno przeoczyć – wyrasta bowiem nawet do 4 metrów wysokości, ma grube i sztywne łodygi pokryte brązowymi plamkami oraz ogromne liście, a co najbardziej charakterystyczne - kwiatostany przypominające swym kształtem parasole. Co ciekawe, barszcz należy do rodziny selerowatych.
– W tej rodzinie jest nie jedynym trucicielem, bo blekot szczwół plamisty, czy szalej jadowity zwany cykutą również należą do tej rodziny, choć i rośliny jadalne tam mamy, jak pietruszka, czy seler - dodaje Jacek Gawroński, autor programów przyrodniczych w TV ASTA.
Co jednak jest również istotne – barszcz Sosnowskiego jest rośliną bardzo inwazyjną – szybko się rozsiewa i trudno się jej pozbyć. Jest to możliwe tylko przy konsekwentnym koszeniu na odpowiednim etapie rozwoju rośliny. Jej pozostałości poddaje się następnie działaniu środka chemicznego.