Choć po upadku Brady'ego Kurtz'a podczas niedzielnego meczu w Pile lekarz stwierdził, że Australijczyk jest zdolny do dalszej jazdy, to szczegółowe badania wykazały u 20-latka złamanie żebra. Czy pogoń za wynikami, a co za tym idzie pieniędzmi osiągnęła już taki poziom, że zawodnicy są w stanie ryzykować zdrowiem i życiem swoim i przeciwników? A może winę ponosi tutaj lekarz zawodów, który nie chciał osłabiać miejscowej drużyny.
Wypadek Brady'ego Kurtz'a miał miejsce już w pierwszej gonitwie spotkania Euro Finnance Polonii Piła z Arge Speedway Wandą Kraków. Para gospodarzy jechała na podwójnym prowadzeniu, kiedy to podniosło się przednie koło Tomasza Gapińskiego. Ten uderzył w Australijczyka, a na dodatek w kangura wpadł Claus Vissing. Zawodnicy wstali o własnych siłach, a badający ich lekarz zawodów stwierdził, że obaj żużlowcy są zdolni do dalszej jazdy. Wizyta Brady'ego Kurtza w pilskim szpitalu powiedziała jednak co innego.
- Stwierdzono tam złamanie żebra, innych poważnych obrażeń nie stwierdzono. Zawsze urazy klatki piersiowej są takimi urazami, które wymagają dużej ostrożności - tłumaczy Rafał Szuca, dyrektor Szpitala Specjalistycznego w Pile.
Dużej ostrożności, bo kontynuowanie zawodów przez zawodnika ze złamanym żebrem, mogło skończyć się tragedią. Działacze, kibice, media to wszystko nakręca spiralę i przekłada się na zachowanie zawodników na torze. Oni zwyczajnie tracą głowę i chcą wygrywać za wszelką cenę, żeby nie stracić pracy, bo jednak zawsze ktoś czeka na ich miejsce. Tu jednak duża rola lekarza zawodów, który zapędy zawodnika powinien hamować.
- Nie w pełni świadomy zawodnik nie raz ryzykuje życie zupełnie nie świadomie. Więc myślę, że lekarze powinni bardziej patrzeć na zdrowie i dobro zawodników, działacze to samo i nie wywierać presji - przekonuje Radosław Maciejewski, były żużlowiec.
Presja jest jednak ogromna. Bo wynik to pieniądze, a pieniądze to możliwość dalszych startów na wysokim poziomie. Często tej presji ulegają również lekarze, którzy są związani z lokalnym środowiskiem żużlowym.
- W przypadku, zwłaszcza miejscowych zawodników to ma znaczenie, że tym lekarzem jest ktoś, kto jest na miejscu, kto jest z tego środowiska. Więc jemu możemy być tak podświadomie trudno podjąć decyzję żeby wykluczyć tego zawodnika z zespołu z miasta z którego on się wywodzi - przekonuje Dariusz Ostafiński, ekspert żużlowy, SportoweFakty.
Dlatego eksperci proponowali już jakiś czas temu, aby lekarze na zawodach pochodzili z innych miejscowości. Pozwoliłoby to na większą niezależność w podejmowaniu decyzji. Bo często taki werdykt to, być albo nie być, dla żużlowca.
- Sezon żużlowy trwa krótko. Nie jeździmy cały rok, jeździmy praktycznie sześć miesięcy i dla nich każda pauza w zawodach to brak zarobków, a jak wiadomo inwestycje w sprzęt są, mechaników trzeba opłacić - mówi Tomasz Żentkowski, menadżer Euro Finnance Polonii Piła.
Na szczęście w tym przypadku do przykrych konsekwencji nie doszło. Zawodnik przeszedł szereg badań w Szpitalu Specjalistycznym w Pile, z którego tego samego dnia został wypisany. Jego drużyna odniosła zwycięstwo i ciągle jest w grze o fazę play-off. Ale historia zawodów żużlowych pokazuje, że w tym sporcie o tragedię na torze nie trudno.