W tę niedzielę już po raz 26. odbyła się Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Poprzednie zdanie napisane w trybie oznajmującym powinno w Was wywołać poczucie zaskoczenia, że w ogóle postanowiłem o tym informować, jakby WOŚP była jakąś mało znaną inicjatywą. Chyba że jesteście stałymi widzami propagandowej telewizji nazywanej publiczną, o co Was jednak nie posądzam. Jeśli mimo wszystko się mylę, to spieszę z wyjaśnieniami, czym WOŚP jest.
WOŚP to niewątpliwie inicjatywa szlachetna, organizowana od ponad ćwierćwiecza, mająca na celu pomoc drugiemu człowiekowi. Zbiórka pieniędzy na cele charytatywne, w tym zakup specjalistycznego sprzętu medycznego mogącego przyczynić się do ratowania wielu istnień organizowana jest raz do roku. Niewątpliwie jest symbolem pomocy, dobroczynności i wrażliwych na cierpienie innych serc Polaków po dziś dzień, niemal od samego początku demokratycznej i wolnej Polski (choć niektórzy próbują nam wmówić, iż dopiero w tym roku władza komunistyczna nad Wisłą upadła, wprowadzając ją tym samym na nowo pod sztandarem... walki z komunizmem; pokrętna logika, ale cóż na to poradzić). Są jednak tacy, którzy próbują za wszelką cenę zdyskredytować wagę tego przedsięwzięcia. Tak było od lat, ale coraz bardziej pogłębiające się różnice społeczne pomiędzy dwoma zwaśnionymi stronami konfliktu (skutecznie podjudzanego przez miłościwie panujące nam PiS), doprowadziły do degrengolady w ów społeczeństwie. WOŚP stał się doskonałą okazją dla agitatorów, by konflikt społeczny powiększać, przemycając do przekazu polityczne treści. W tym roku proceder ten stał się nie do zniesienia, a wszelkie próby łączenia WOŚPu z aborcją są obrzydliwe.
Mocno irytuje mnie, że inicjatywa wynikająca z ludzkiej życzliwości, której jest w dzisiejszym świecie tak mało, jest sprowadzana do zwykłego populizmu. Zależnie od tego, czy wspierasz WOŚP czy nie, jesteś za aborcją lub przeciwko niej (jakby nie istniała pośrednia opcja, czyli pozostanie przy obecnie obowiązującym prawie; pomijając fakt, jakim absurdem jest sprowadzanie WOŚPu do popierania lub bycia przeciwnikiem aborcji). Jesteś za WOŚP, czyli wspierasz ćpunów na Woodstocku. Jesteś za WOŚP, czyli jesteś lewakiem, komunistą, Niemcem, zdrajcą, bolszewikiem (pan Czarnecki znalazłby pewnie jeszcze jedno określenie), a jak jesteś przeciwko WOŚP, to jesteś patriotą, prawdziwym Polakiem, chrześcijaninem dającym na tacę, a nie do puszki.
Na szczęście świat sportu jest daleki od takich podziałów. Choć kiedyś żyłem w utopijnym przekonaniu, że sport jest poza wszelkimi podziałami, co jest przecież wierutną bzdurą (nie stwierdzam tego jednak na podstawie barbarzyńskich zachowań grup kibolskich, nie mających nic wspólnego ze sportem, vide ostatni przypadek na Jasnej Górze), to jest on jednak daleki od tego typu podziałów społecznych. Styczeń jest czasem, w którym cały świat sportowy łączy się, by pomagać innym. Sport pod postacią wszelkich dyscyplin jest także obecny na licytacjach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Są to różnego rodzaju fanty i gadżety, takie jak podpisane koszulki, piłki. Licytowane są spotkania, kolacje z udziałem sportowców, czy wspólne wypady na mecz ze znanymi ludźmi sportu, vide licytacja Michała Pola dotycząca meczu Polska-Litwa, który odbędzie się w czerwcu.
Skoro jesteśmy już przy licytacjach sportowych, warto kilka osób pochwalić za udział w tegorocznej Orkiestrze. Z Piły i okolic choćby panią poseł Marię Janyskę, która na przeznaczyła dwie koszulki podpisane przez Roberta Lewandowskiego. Łącznie wylicytowane zostały za całkiem niezłą sumę 1550 złotych. Jakże ważna cegiełka dołożona do zbiórki.
Przy okazji wspominania osób związanych mniej lub bardziej ze sportem, warto pochwalić tych, którzy pomaganie mają we krwi. To choćby wybitny polski koszykarz Marcin Gortat, który pomimo wielkich pieniędzy w NBA pozostał normalnym gościem. Godny odnotowania jest przypadek, gdy nasz najlepszy towar eksportowy w koszykówce przeznaczył 125 tysięcy złotych na akcję charytatywną zorganizowaną przez Krzyśka Stanowskiego, któremu również należą się ogromne brawa za inicjatywę #dobrowraca. Krzysiek bardziej uważa się za pośrednika, nieco umniejszając swoje zasługi. Ale czy podobnej roli nie odgrywa Jurek Owsiak właśnie? Zaryzykowałbym zatem stwierdzenie, że Stanowski jest Owsiakiem świata sportu.
No i Jermain Defoe i Bradley Lowery oraz historia ich wiecznej przyjaźni, która bardzo mnie wzruszyła, bo była prawdziwa i autentyczna, nic nie było pozowane i udawane. Ostatnim marzeniem śmiertelnie chorego Bradleya, młodego chłopca, było poznać swojego idola z boiska, Jermaina Defoe. Udało się spełnić to marzenie i w ostatnich chwilach idol mu towarzyszył. Udowadniając, że naprawdę na to miano zasłużył. Nietrudno bowiem w dzisiejszych czasach być idolem dla młodych chłopaków na boisku, a poza nim nie prezentować żadnych wartości, które pozwoliłyby sportowca tak nazywać. Takie przypadki pokazują, że świat sportu nie został jeszcze zepsuty do szpiku kości, że nie jest to tylko kasa, komercja i czysty biznes. Okazuje się, że w sporcie wciąż jest miejsce na człowieczeństwo.
Choć relacja tych dwóch ludzi - Defoe i Lowery'ego - była niezwykle krótka i bolesna, to jest niewątpliwie warta więcej niż wszystkie pieniądze świata. Te astronomiczne gaże, kwoty transferowe, jak choćby 85 milionów funtów za Van Dijka, 95 za Keitę czy 100 za Bakambu (jeżeli interesujecie się pobieżnie piłką, a nie znacie tych nazwisk, to się nie martwcie, bo żaden z nich nie należy do ścisłego topu, pomimo horrendalnych kwot), okazują się niczym w porównaniu z czymś tak ludzkim, trwałym. Godnym porównania z 26-letnim dorobkiem Jurka Owsiaka i WOŚP. Miejmy nadzieję, że ów dorobek będzie tylko powiększany przez następne lata, także za sprawą sportu.