Przed tygodniem skończyła karierę okraszoną złotem olimpijskim, a kilka dni temu świętowała dopiero trzydzieste urodziny. Natalia Madaj, bo o niej mowa, niewątpliwie zszokowała. Bo na zdrowy rozum decyzja o zakończeniu kariery w tak młodym wieku, gdy jest się u szczytu formy, świeżo po zdobyciu złotego medalu na Igrzyskach, jest absolutnie niezrozumiała. Całkiem bowiem prawdopodobne, że gdyby Natalia kontynuowała karierę, to dalej święciłaby sukcesy. Choć szczyt już osiągnęła, to kto wie, może znów zdobyłaby złoto na Igrzyskach? To przecież największe marzenie sportowca. W którym kryje się zarazem wielka obawa. Że po triumfie nie będzie w stanie go powtórzyć. A powszechnie uważa się, iż łatwiej jest wejść na szczyt, niż się na nim utrzymać.
Nie jest łatwo żegnać wielkich sportowców. Takie myśli towarzyszą mi w związku z zakończoną karierą Natalii Madaj. Raz, że niecodziennie na sportową emeryturę odchodzi sportowczyni z Piły, która urodziła się zresztą w tym samym szpitalu, co ja, a dwa, że przeprowadziłem z nią wywiad. A to przecież spore wyróżnienie dla dziennikarza - móc nagrać wywiad ze złotą medalistką Igrzysk Olimpijskich. Zresztą oczami wyobraźni już widziałem, jak odbiera kolejny złoty medal. A po zwycięstwie przychodzi do mojego programu. Niestety, kolejnego wywiadu już nie będzie.
Innym pilskim sportowcem, jedynym ekstraklasowym piłkarzem, który zbyt szybko skończył uprawiać sport w pełni zawodowy, jest Patryk Klofik. Można więc napisać pół żartem, pół serio, że żaden pilanin nie był tak blisko kadry, jak Klofik właśnie, choć wiadomo, że bycie ekstraklasowiczem automatycznie nie oznacza reprezentowania kraju. W najwyższej klasie rozgrywkowej zadebiutował w wieku dwudziestu lat, po transferze z trzecioligowej Kani Gostyń do Zagłębia Lubin. W premierowym sezonie 2006/07 wystąpił tylko trzykrotnie, choć medal za mistrzostwo Polski dostał. Okazało się, że trenerzy stawiali na niego częściej, gdy zespół grał na zapleczu ekstraklasy. Tak było w sezonach 2007/08 i 2008/09, gdy kolejno Śląsk i Zagłębie walczyły o awans do najwyższej ligi (w obu przypadkach z powodzeniem). W tym czasie Klofik zaliczył trzydzieści trzy występy w I Lidze. Z kolei w następnych dwóch latach w barwach Śląska, gdy ten grał już w ekstraklasie, raptem osiem. Następnie, mając dwadzieścia sześć lat, skończył z graniem na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Dzisiaj 31-letni Klofik gra w trzecioligowych klubach.
Skoro poruszyłem już wątek piłkarski, to warto wspomnieć o coraz częstszym zjawisku, jakim jest wczesne odchodzenie na sportowe emerytury. Doskonale pamiętam masę rezygnacji z gry w drużynach narodowych zarówno przed, jak i po brazylijskim mundialu. Franck Ribery, Mathieu Valbuena, Karim Benzema, Per Mertesacker, Miroslav Klose, Philipp Lahm - to tylko kilka nazwisk. Dzieje każdego z nich jest nieco inna. Jednak historia tego ostatniego jest najbardziej zbliżona do okoliczności odejścia Natalii Madaj. Lahm zrezygnował z występów w kadrze mając zaledwie trzydzieści jeden lat. Tak jak Madaj, odszedł tuż po osiągnięciu szczytu - Niemcy zdobyli złoto na tamtych mistrzostwach. Mimo młodego wieku nie chciał kontynuować reprezentacyjnej kariery. A mógł. Wciąż pozostawał w wysokiej formie. Mógł pójść za ciosem. Był w stanie zagrać na przynajmniej jeszcze jednej wielkiej imprezie. Jego decyzja była niezrozumiała. Selekcjoner Joachim Löw prosił go wielokrotnie o powrót, ale ten był nieugięty. I okazało się, że zarówno Lahm, jak i niemiecka piłka wcale na tym źle nie wyszli. Lahm przez następne trzy lata wciąż grał na wysokim poziomie w Bayernie, a Löw znalazł następców, choć przez całą dekadę wydawało się to niemożliwe.
Całkiem prawdopodobne, że lada moment przed podobnym wyborem stanie dwójka Polaków - Łukasz Piszczek i Jakub Błaszczykowski. Obaj są po trzydziestce i z trudem znoszą grę co trzy dni. Zdrowie nie zawsze im dopisuje, więc wyjęcie kilkunastu meczów z rocznego kalendarza mogłoby się okazać kluczowe, by mogli pograć kilka lat dłużej na wysokim poziomie, unikając urazów.
Brutalna i banalna maskyma: nic nie trwa wiecznie. Kariera też nie trwa wiecznie. Lahm uznał, że lepiej zejść ze sceny w blasku chwały, a nie po zmierzchu. Nie chciał, by najpierw skończyły się sukcesy, a długo po tym kariera.
Są jednak i tacy, którzy starają się w pewien sposób oszukać system, przechytrzyć swój własny organizm. Kierując się bardziej sercem, niż rozumem. Tak postąpił choćby Ronaldinho. Z poważnym graniem skończył wtedy, gdy odszedł z Barcelony, ale żegnaliśmy go niedawno. Nie robił sobie wyrzutów z faktu, że lata świetności przeminęły. Nie odszedł jako najlepszy, ale odszedł, kiedy uznał to za stosowne.
A czym kierowała się Natalia? Trudno powiedzieć. Myślę, że po trosze sercem i rozumem. Niektórzy są łasi na sukcesy, innym starcza odhaczenie owego sukcesu na długiej liście marzeń i celów. Jak to ujęła Natalia, chce spełniać się w innych rolach. Nie do końca wiemy, co planuje. W swoim i Czytelników imieniu wyrażam przeświadczenie, że mistrzostwo zobowiązuje. Mistrzyni życzymy powodzenia.