Życie rodziny z dwójką dzieci zagrożone. Wszystko przez stężenie tlenku węgla w jednym z mieszkań przy ulicy Karpackiej w Pile. Choć straż pożarna interweniowała już cztery razy to niewiele w tej sprawie się zmieniło. Czy urzędnicy igrają z ludzkim życiem i zdrowiem?
- Mamusia a jak to zadziała, mamusia jakby coś się stało to czy ja pójdę do babci i dziadka do nieba - takie pytanie od kilku tygodni zadaje 5-letnia Pola swojej mamie. Wszystko za sprawą stężenia tlenku węgla. W mieszkaniu przy ulicy Karpackiej 2 od początku lutego grasuje tak zwany cichy zabójca.
– W ostatnim miesiącu odnotowaliśmy cztery takie zgłoszenia z budynku wielorodzinnego przy ulicy Karpackiej. W trzech zgłoszeniach wykryliśmy tlenek węgla, a w jednym ze zgłoszeń tego tlenku już nie wykryliśmy, a mieszkanie było przewietrzone. Działania straży pożarnej rozpoczęły się już od przyjęcia zgłoszenia i tu właśnie dyżurny poinformował mieszkańców, że trzeba otworzyć okno i jak najszybciej takie mieszkanie opuścić - mówi mł. bryg. Zbigniew Szukajło, rzecznik prasowy KP PSP w Pile.
Sytuacja była na tyle poważna, że na miejsce został wezwany zarządca budynku. Urzędnicy nie chcieli jednak podpisać protokołu przygotowanego przez straż pożarną. W związku z tym zarządzono szczegółową kontrolę. Trwa ona do dziś, a Anna Razwalinow z rodziną nie mogą korzystać z piecyka.
- Jaka to jest bezduszność, że my przez 5 tygodni nie możemy używać piecyka, musimy się kąpać w misce, to jest XXI wiek, a sąsiedzi mogą nadal używać. To musi naprawdę się stać tragedia, żeby urzędnicy zareagowali na to. I wymyślanie jak nie jedna dziura to następna dziura - żali się Anna Razwalinow, mieszkanka bloku przy ul. Karpackiej.
Czy faktycznie musi dojść do tragedii by urzędnicy rozwiązali ten problem? Zastępca prezydenta Piły tłumaczy, że na bieżąco monitoruje sprawę, która w jego ocenie zmierza do szczęśliwego końca.
- Działania, które są podejmowane, są podejmowane w takim szybkim zakresie w jakim to jest możliwe. Niestety nie zawsze można w sposób bezpośredni ustalić przyczynę, a w dużej mierze mieszkańcu muszą wiedzieć, że musi być ta cyrkulacja powietrza - wyjaśnia Krzysztof Szewc, zastępca prezydenta Piły.
Co więc zostało zrobione od pierwszego zgłoszenia, które miało miejsce dziewiątego lutego?
- Wykonaliśmy nawiew najpierw nad drzwiami z tego względu, że w oknach nie było możliwości ze względu na niskie temperatury zamontowania nawietrzaków – uszkodzilibyśmy stolarkę okienną. I w tym momencie przy sprzyjających warunkach, kiedy temperatura spada, firma odwrotnie zamontowała nawietrzaki - tłumaczy Jarosław Bukowski, kierownik działu technicznego MZGM w Pile.
To jednak niewiele dało. Dziś nadal czujka tlenku węgla piszczy i pokazuje podwyższone stężenie. Czy jest jakieś rozwiązanie tej patowej i jednocześnie niebezpiecznej sytuacji.
- Doprowadzić do tej łazienki nawiew, ale z zewnątrz budynku, z dworu praktycznie. Nie znam rozkładu mieszkania, ale teraz jest wiele możliwości i można do łazienki doprowadzić to jakimiś kanałkami plastikowymi, żeby bezpośrednio w łazience miała - przekonuje Grzegorz Paczkowski, kominiarz, firma Twój Komin.
Inne rozwiązanie to podłączenie do MEC-u. Spotkanie w tej sprawie odbędzie się dopiero 21 marca. Wtedy to właściciele zdecydują czy wyrażają zgodę na taki sposób wyjścia z sytuacji. Należy mieć tylko nadzieję, że w tym przypadku czasu na rozwiązanie problemu wystarczy, zanim dojdzie do tragedii.