Bezduszność i znieczulica – tak można opisać zachowanie lekarki oraz dwóch sanitariuszy z pilskiej Izby Wytrzeźwień. Pijany 59-letni Andrzej P. miał we krwi śmiertelną dawkę alkoholu. Mężczyzna umierał na oczach trójki pracowników, a oni zdaniem prokuratury, nie zrobili nic aby go uratować. Teraz usłyszeli zarzuty.
Według biegłych i według materiału filmowego, który mamy zabezpieczony, przerażającą sytuacją jest, że ta osoba została wręcz rzucona na leżankę, gdzie tutaj dwie osoby spokojnie, jak biegli wskazują, mogłyby położyć tego pacjenta na leżance. Oni po prostu go rzucili. Następnie przez prawie sześć godzin nikt nie interesował się stanem zdrowia tego człowieka, który cały czas był w jednej pozycji. Został on przyjęty o godzinie 20:30, a o godzinie 1:13, trzeba to zaznaczyć, jedna z osób, która także była przywieziona do izby wytrzeźwień zainteresowała się stanem zdrowia tego człowieka - powiedział prokurator Prokuratury Rejonowej w Pile Michał Jopek.
I to ona poinformowała personel o złym stanie 59-latka. Sanitariusze oraz lekarka mieli jednak się tym faktem nie przejąć. Gdy było już najprawdopodobniej za późno podjęto próbę reanimacji. Według biegłych reanimacja miała być wykonywana nieprawidłowo mimo tego, że pracownicy co roku odbywają obowiązkowe szkolenie z udzielania pierwszej pomocy, a w Izbie znajduje się wysoce specjalistyczny sprzęt do ratowania życia. Potem wezwano karetkę.
59-letni Andrzej P. trafił pod koniec stycznia do Izby Wytrzeźwień w stanie silnego upojenia alkoholowego. To czy kwalifikuje się on na oddział intensywnej terapii czy może pozostać w izbie miała stwierdzić lekarka wykonując badania. Tych, jak wykazano w postępowaniu, nie przeprowadziła, mimo tego, że zostały one wpisane do karty pacjenta. I za to postawiono jej zarzut fałszowania dokumentacji medycznej. Drugi zarzut dotyczy oprócz lekarki również sanitariuszy. Zdaniem prokuratury nieumyślnie narazili oni Andrzeja P. na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Teraz 81-letniej lekarce oraz 62 - letniemu i drugiemu 65-letniemu sanitariuszowi grozi odpowiednio do pięciu i do trzech lat więzienia. Dyrekcja ośrodka na Polnej zwolniła wcześniej wspomnianą trójkę pracowników.
fot. archiwum