Rozdają darmową kawę, obiecują nowy stadion żużlowy, zrealizują program in vitro, czy przekażą 100 mln złotych na Szpital Specjalistyczny w Pile. To wszystko obietnice jakie składają kandydaci przed wyborami samorządowymi. Na ile są one realne, a na ile to zwykła kiełbasa wyborcza?
Obiecywali, obiecują i będą obiecywać. Ruszył wyścig o głosy wyborców. Rozpoczął urzędujący prezydent Piły, Piotr Głowski, który rozdawał darmową kawę i obiecał pieniądze dla pilskiego szpitala.
– Chcielibyśmy, by 100 milionów złotych zostało w ciągu najbliższych 10 lat przekazane w formie pieniężnej jako być może wkład do dodatkowych projektów, bo one mogłyby się pomnożyć - mówi Piotr Głowski, prezydent Piły ubiegający się o reelekcję.
A rozmnożyć populację pilan chce za to Eligiusz Komarowski. Starosta jest na ostatniej prostej, by wprowadzić program in vitro. Wszystko jednak uzależnione jest od wyników wyborów.
- Na zdrowiu naszych mieszkańców nie można oszczędzać, oczywiście jesteśmy świadomi potrzeb, jeszcze wiele kwestii przed nami do zrealizowania. Natomiast mogę zapewnić, że jeżeli ja będę pełnił funkcję starosty w kolejnej kadencji, jak i radni Porozumienia Samorządowego to z całą pewnością będziemy ten program realizować - zapewnia Eligiusz Komarowski, starosta pilski, kandydat do Rady Powiatu Pilskiego.
Kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Piły obiecuję za to budowę nowego stadionu żużlowego. Bo jak wiadomo Marcin
Porzucek miłośnikiem sportu jest.
– W przyszłym budżecie, na przyszłą kadencję Piła będzie miała około 300 milionów budżetu inwestycyjnego. Myślę zatem, że zagospodarowanie 15-20 milionów przy dużym dofinansowaniu Ministerstwa Sportu pozwoliłoby wybudować kameralny stadion na 5-7 tysięcy kibiców - obiecuje Marcin Porzucek, poseł na Sejm RP, kandydat na prezydenta Piły.
Co na to wszystko wyborcy? Ich zdaniem te obietnice można między bajki włożyć.
- Programy wyborcze każdy przed wyborami ma dość bogate, a z realizacją bywa różnie - mówią wyborcy.
W kampanii wyborczej pojawiają się nie tylko zaskakujące obietnice i postulaty, ale także deklaracje ich spełnienia – potwierdzone u notariusza.
– Ludzie nieco zwątpili w dobre intencje kandydatów i ja chciałem te swoje intencję, tą swoją ciężką pracę, która chciałbym zaoferować potwierdzić i myślę, że akt notarialny w jakimś sensie bardziej gloryfikuje te moje cele wyborcze. Jeżeli nie uda mi się zrealizować jakiegokolwiek punktu to będę musiał zapłacić 10 tys. złotych na cele społeczne - wyjaśnia Mateusz Gappa, kandydat do Rady Powiatu Złotowskiego.
Ile z tych zapewnień znajdzie swój realny finał? To okaże się po wyborach, które odbędą się 21 października.