Długoletnie, lewicowe tradycje, prezydent z SLD rządzący przez 12 lat, Marek Borowski i Aleksander Kwaśniewski często odwiedzający miasto. Tak wyglądała rzeczywistość w Pile jeszcze kilkanaście lat temu. Teraz sytuacja zmieniła się o 180 stopni, a pilska lewica jest w głębokiej defensywie.
Po wyborach samorządowych lewica w Pile postanowiła podsumować wyniki. Miejsce spotkania, czyli podziemia w jednej z restauracji, wydają się być dobrą metaforą tego, gdzie obecnie znajduje się pilska lewica. 0 radnych w Radzie Miasta, o powiat nawet nie próbowali walczyć i najsłabszy wynik spośród kandydatów na prezydenta Piły.
- Jeżeli popatrzymy na wynik, to trzeba powiedzieć krótko, że przegraliśmy. Na rzeczywistość nigdy się nie gniewam i tylko staram się zrozumieć przyczynę i wyciągnąć wnioski, żeby to się nie powtórzyło w przyszłości. Tu nie było jednej przyczyny, która byłaby istotna. Nałożyło się szereg przyczyn i tak jak w katastrofie lotniczej, każda niby drobna, ale jak się złożą w jednym miejscu – tragedia - mówi Jan Lus, szef pilskiej Unii Pracy.
Jeden z uczestników spotkania, poza kamerami, powiedział, że taką tragedią dla pilskiego SLD mogła być sama postać przewodniczącego. Zygmunt Jasiecki, pomimo zaproszenia nie dotarł na spotkanie. Dotarł za to członek partii Razem, który znacząco obniżył obowiązującą tam średnią wieku.
- Nie ma takiego społeczeństwa, które jest w 100% konserwatywne. Czarne protesty, pewien bunt przeciwko arogancji kościoła katolickiego. Jest wiele osób o wrażliwości lewicowej objawiającej się chociażby tym, że mieliśmy w tym roku kilka bardzo dużych marszów równości w miastach, w których ich wcześniej nie było: w Opolu, w Rzeszowie, w Lublinie, która odniosły wielki sukces frekwencyjny - stwierdza Kamil Bocian, lider Razem w Pile.
A już niedługo lewicowa scena polityczna jeszcze bardziej się rozdrobni. Na początek przyszłego roku konwencję programową planuje Robert Biedroń do niedawna prezydent Słupska, który dużym poparciem cieszy się w samej Pile.