W księgarniach w całym kraju można kupić powieść Katarzyny Troszczyńskiej i Karoliny Głogowskiej. Współautorką książki "Dwanaście życzeń" jest dziennikarka TV ASTA. Część akcji tej powieści toczy się w... Kaczorach pod Piłą.
Karolina Głogowska, która od września pracuje w redakcji TV ASTA opowiada o swojej przygodzie z pisaniem. "Dwanaście życzeń" to trzecia książka w jej dorobku.
"Dwanaście życzeń" jest jednak trochę Twoim debiutem pisarskim?
- Można tak powiedzieć, choć w październiku ubiegłego roku ukazała się książka, przy której współpracowałam z Dorotą Wellman, to zbiór wywiadów "Jak być przyzwoitym człowiekiem". "Dwanaście życzeń" to także wspólna praca z moją koleżanką Kasią Troszczyńską.
Nie bez powodu to pytanie. Wiem, że szykujecie się do wydania kolejnej książki, która powstała przed tą, obecnie promowaną.
- Tak śmiesznie wyszło. Jako druga będzie wydana nasza pierwsza książka, od której zaczęłyśmy wspólnie pisanie. Każda z nas od dziecka marzyła o pisaniu. Każda z nas myślała, że to jedyny sposób na życie, ale każda jednak robiła wiele innych rzeczy, by nie skupiać się na tym, co było dla nas najważniejsze. Obie co prawda pisałyśmy, bo jesteśmy dziennikarkami, ale to jednak inny rodzaj pisania. U mnie zresztą było to bardziej skomplikowane, bo wcześniej zajmowałam się też dziwnymi rzeczami nie związanymi z pisaniem...
Na przykład?
- Sprzedawałam powierzchnię reklamową w czasopismach, albo organizowałam konferencje dla lekarzy. To było ciekawe doświadczenie, ale to jednak nie było to. Co do pisania, to były we mnie obawy, że z pisania książek trudno wyżyć, więc robiłam dużo innych rzeczy. Nawet nieźle zarabiałam, ale w końcu przyszedł moment, że spotkałyśmy się z Kasią w Wirtualnej Polsce.
Tam jeszcze niedawno pracowałaś.
- Tak, przez pięć lat, a Kasia kilka miesięcy, ale jak powiedziała, znalazła się tam tylko po to, by mnie spotkać. Zaiskrzyło między nami. Gdy obie przestałyśmy tam pracować, to Kasia zadzwoniła i zaproponowała wspólne napisanie książki.
Jakiej?
- Romansu. Jak to powiedziała zjeżyły mi się włosy. Żadnych romansów - powiedziałam. Nie będę czegoś takiego pisać. Kasia jednak mnie przekonała. Chciała opowiedzieć jedną historię z perspektywy i żony i kochanki. Wydało mi się to na tyle ciekawe, że postanowiłam spróbować.
W tym przypadku łatwo mogłyście się podzielić rolami do pisania.
- Kasia chciała napisać historię żony, więc mi przypadła niewdzięczna rola opowiedzenia historii kochanki. W miarę pisania, ta historia nam się coraz bardziej podobała. Fragmenty książki zaczęłyśmy wysyłać do wydawnictw i... trafiałyśmy na mur. Wcale nie jest łatwo wydać książkę. Na początku spotykałyśmy się z obojętnością, niektóre wydawnictwa do dziś nie odpowiedziały. Na szczęście odpowiedziało nam wydawnictwo WAB.
Książka wydana będzie na początku roku. Z promocją ruszacie w Walentynki.
- To przypadek. To nie jest radosna historia miłosna.
Zdradzisz tytuł?
- "Inna kobieta"
Tej pozycji możemy więc szukać w księgarniach od lutego, a w tej chwili w księgarniach można znaleźć "Dwanaście życzeń". Opowieść wigilijna. Sześć bohaterek... Jak w tym przypadku dzieliłyście się pracą?
- Pierwszy plan w naszej książce grają kobiety. Musiałyśmy się podzielić rolami i nie było łatwo. Były postaci, które obie chciałyśmy pisać. W książce występuje sześć równorzędnych bohaterek. Ktoś nam powiedział, że to zadanie dla Dostojewskiego, a nie dla dwóch debiutantek. Nie chciałyśmy pisać epopei, gdzie wątki kilku kobiet z jednej rodziny się przeplatają.
Wielopokoleniowej rodziny...
- Takie było założenie, że to ma być przekrój Polek. Mamy i 80-letnią Różę, która mogłoby się wydawać, że wszystko już przeżyła, że jej życie się kończy, a tu los płata jej figla.
To piękna i wzruszająca postać, jej historia najbardziej mnie poruszyła.
- Cieszę się, że Róża chwyta za serce. Jest ona kompilacją moich dwóch babć. Na nich się opierałam, na rozmowach z nimi. No i tak się podzieliłyśmy. Trzy bohaterki ja i trzy
Kasia. Nie obyło się bez dyskusji, ale później jakoś to poszło mniej lub bardziej płynnie. Nie dosyć, że jest ich sześć, to jeszcze ich losy się przeplatają w scenach, a piszą dwie osoby, więc trzeba było dbać o chronologię, o zachowanie szczegółów. To nie było łatwe zadanie. Pisałyśmy równolegle, przez całe wakacje. Wisiałyśmy na telefonie: - powiedz co twoja zrobiła, bo moja idzie do sklepu... Wysyłałyśmy sobie kolejne rozdziały. Kończyłyśmy pisać już wspólnie. Na Kaszubach w domku w środku lasu. To domek Kasi taty i tam na kilka dni się zaszyłyśmy i składałyśmy tę historię.
Ten domek też miał być bohaterem książki, ale ostatecznie bohaterki nie dojechały tam. Miały wypadek...
- Tak, to się miało dziać w tych okolicach. W sumie to różne okolice eksplorowałyśmy.
Mam wrażanie, że drugoplanowymi bohaterami są miejsca. Warszawa, gdzie studiowałaś, Gdańsk skąd pochodzisz i Kaczory pod Piłą, które odkryłaś całkiem niedawno.
- Wymyśliłyśmy postać Dagny, która będzie robiła karierę w redakcji telewizyjnej w Warszawie, która wsiąknie w stolicę i troszkę będzie się wstydziła swoich korzeni i małej miejscowości z której pochodzi. Ponieważ od roku mieszkam w Pile, to odkąd się tu przeprowadziłam zaczęłam eksplorować okoliczne tereny. Przejeżdżałam kiedyś przez Kaczory i zachwyciłam się, to jest bardzo urokliwe miejsce. Bardzo mi się spodobała ta miejscowość i stwierdziłam, że to jest to. Stąd będzie pochodzić Dagna.
Od opowieści Dagny rozpoczyna się fabuła książki. Ona pracuje w telewizji. Tobie ten warsztat telewizyjny wówczas nie był znany.
- Pracowałam jako dziennikarka w portalu internetowym, ale ponieważ w WP jest też studio telewizyjne, to koledzy z redakcji pozwolili mi przyjść na wydanie i podejrzeć jak to wygląda. Dziękuję za pomoc Mateuszowi Cieślakowi, który był świetnym wydawcą. Powiedziałam mu, że Rita jedna z bohaterek też jest wydawcą programu telewizyjnego. Mateusz powiedział wówczas, że ma nadzieję, że to będzie bardzo męski wydawca.
Rita jest dość męska w zachowaniu.
- Bo musiała wywalczyć swoje miejsce w totalnie męskim środowisku. Teraz pracuję w redakcji telewizyjnej w Pile, dla mnie to zupełna nowość, dlatego to jest też takie fajne, bo lubię nowe rzeczy. W pracy dziennikarskiej przy portalu doszłam już do ściany i byłam zmęczona. Teraz mam do czynienia z nowymi rzeczami i wszystko to chłonę.
Chłoniesz też Kaczory? W scenie, gdy kolega Dagny, operator z jej redakcji, przyjeżdża do Kaczor, to prowadzisz czytelników ulicami, zachwycasz się starym kościółkiem, zaglądasz w różne zakamarki...
- Zawsze tak robię. Nie cierpię spacerów, ale uwielbiam wycieczki samochodowe. Ale z moim partnerem raz zrobiliśmy sobie wypad do Kaczor na rowerach. No i oczywiście wszędzie go ciągnęłam. Jak zobaczyłam ten stary kościółek, to się w nim zakochałam. Stwierdziłam, że to miejsce idealne na plan filmowy. Byłam na dworcu... Bardzo lubię takie miejscowości.
W tej książce każdy znajdzie coś dla siebie? To taka opowieść wigilijna...
- To nie jest słodka i lukrowana opowieść. Wiem, że kilka osób się tym rozczarowało, ale z Kasią zakładałyśmy, że nie piszemy słodkiej historyjki, jak to nasza wydawczyni z WAB mówi: to nie jest plasterek, to jest prawdziwe życie. Takie rzeczy przed świętami się dzieją. Rodziny bywają skłócone. Mamy tu porzuconą pannę młodą, która w święta miała wychodzić za mąż, mamy dziewczynę skłócą z ojcem, z którym nie miała kontaktu od lat. Mamy kobietę, która boryka się ze starością, ale też i samotnością...
Mamy pracoholiczkę Ritę...
- Mamy cały przekrój społeczny. Właśnie niedawno rozmawiałam z mieszkanką Kaczor, którą poznałam, podczas realizacji jednego z materiałów dla telewizji Asta. Ona przeczytała już tę książkę. Mieszka zresztą na ulicy Pilskiej, jak jedna z bohaterek książki i powiedziała, że w "Dwunastu życzeniach" każda kobieta znajdzie kawałek siebie.
***
Autorki przygotowały dla czytelników trzy egzemplarze "Dwunastu życzeń". Aby je zdobyć wystarczy w kilku słowach napisać w komentarzu, na profilu asta24 na Facebooku, za co lubicie święta Bożego Narodzenia. Trzy najciekawsze odpowiedzi zostaną nagrodzone książkami.