Co dalej z pilskim żużlem – to pytanie, które od wczoraj pada bardzo często. Po odwołaniu finału Złotego Kasku, na Polonię spadł kolejny cios. Mecz z PSŻ-em Poznań zakończył się walkowerem na rzecz gości.
Nie pomogło pospolite ruszenie w klubie. Wymieniono bandy na prostej startowej oraz dosypano 100 ton nowej nawierzchni. I to właśnie owa mieszanka glinki i granitu okazała się źródłem nieszczęścia.
- Tak naprawdę nie chcieliśmy uzupełniać tej nawierzchni właśnie w obawie przed rozrywaniem się toru. Zostaliśmy zmuszeni do tego przez władze polskiego żużla. Zrobiliśmy to wbrew własnej woli, wbrew opinii fachowców, na polecenie władz żużla. Efekt mamy jaki mamy, dostaliśmy walkower, jest po prostu dramat - mówi Remigiusz Kaja, wiceprezes Euro Finannce Polonii Piła.
Po pięciu biegach meczu, tor zaczął się rozrywać. Problemy były przede wszystkim na łukach, a zawodnicy mieli problemy z opanowaniem motocykli. Dlatego sędzia zawodów zalecił dodatkowe prace. Zgodnie z regulaminem mogą one trwać maksymalnie 30 minut, w przypadku przekroczenia tego czasu, gościom przysługuje walkower.
- Bardzo szkoda, bo wiele osób naprawdę dołożyło wszelkich starań od piątku, żeby ten tor był w jak najlepszej kondycji. Ja myślę, że naprawdę nie było tragedii, bo jak widziałem tory w lidze duńskiej, to tam naprawdę było się do czego doczepić i oczy się otwierały - przekonuje Oskar Bober, żużlowiec Euro Finannce Polonii Piła.
Oczy mogły otworzyć się także wtedy, gdy zawodnicy obu drużyn chcieli jechać dalej, ale... na to nie zgodzili się sędzia i komisarz zawodów.
- My zawodnicy chcieliśmy jechać, bo dobrze wiemy, jak to się może skończyć dla pilskiego żużla. I naprawdę to jest niefajna sytuacja. Faktycznie, zawody były mega niebezpieczne – Tomas Jonasson, który robi co mecz komplety, miał problemy, żeby utrzymać motocykl i o czymś to świadczy. To nie jest wina klubu, za mało czasu było na to wszystko i ten tor nie związał odpowiednio - tłumaczy Marcin Nowak, żużlowiec Power Duck Iveston PSŻ Poznań.
Pilski klub największe pretensje ma do komisarza toru. Grzegorz Janiczak przyjechał do Piły dzień przed meczem i pomimo tego, że nawierzchnia była już ułożona, zlecił dodatkowe prace na torze, co według pilan doprowadziło do niedzielnej katastrofy.
- Niektóre rzeczy w tym regulaminie są w ogóle bezsensowne. Zdarza się, to jest żużel. To nie jest piłka nożna, że mamy trawę i biegamy. Tylko to jest żużel, tor może się rozpaść, może się popsuć, tym bardziej, że jest dosypany. Nie rozumiem tego - mówi Paweł Staniszewski, żużlowiec Euro Finannce Polonii Piła.
Pilskiemu klubowi grozi teraz kilkudziesięciotysięczna kara finansowa. Zarząd klubu rozważa wycofanie Polonii z rozgrywek ligowych.