- Usłyszałem, że z piwnicy wydostaje się taki charakterystyczny syk, że coś tam syczy. Nie wiedziałem co się dzieje - relacjonuje Robert Pachuc.
Potem wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Niepokojący syk pochodził z rozszczelnionej butli z gazem. W takiej sytuacji każda sekunda może być na wagę złota.
- Pamiętam tylko tyle, że mąż wleciał do domu, kazał nam szybko wybiec. Złapałam tylko dziecko, bo miałam je obok siebie i wybiegliśmy. Mąż powiedział tylko, że słyszy, że gaz się ulatnia i ja tylko tyle wiem. To była chwila - dodaje Joanna Pachuc.
Chwila, która mogła kosztować życie. Siła eksplozji była tak duża, że z domu nie udało się uratować praktycznie niczego. Budynek grozi teraz zawaleniem. Powiatowy inspektorat nadzoru budowlanego wydał nakaz jego rozbiórki do końca sierpnia. Mimo że dom był ubezpieczony, w dalszym ciągu nie wiadomo, czy rodzinie uda się uzyskać odszkodowanie.
- Chcielibyśmy to w pierwszej kolejności odbudować. Mieszkania jako takiego nie mamy. Na tę chwilę przebywamy u najbliższej rodziny. Mieszkamy na dwóch pokojach w osiem osób i staramy się nie poddawać i sobie pomagać - tłumaczy Robert Pachuc.
Poszkodowani nie mają wygórowanych potrzeb. Chodzi tylko i wyłącznie o to, żeby ponownie mieć własny dach nad głową.
Oprócz przekazania materiałów budowlanych, rodzinę Pachuców można także wspomóc finansowo, wpłacając pieniądze na numer konta w Fundacji Złotowianka: 25 8944 0003 0002 7430 2000 0010 z dopiskiem P/174.
Komentarze
Zobacz także