Karol Pszczoła mieszkanie w bloku przy ulicy Bydgoskiej kupił 3 lata temu. To miało być wymarzone lokum, a stało się początkiem gehenny.
– To było pierwsze mieszkanie, które wtedy oglądaliśmy, które nam od razu przypadło do gustu, tym bardziej, że było na 10 piętrze, piękna lokalizacja, ładnie urządzone i nic nie zapowiadało koszmaru, który będziemy na tą chwilę przechodzić - mówi Karol Pszczoła, mieszkaniec Piły.
Koszmarem dla jego rodziny ma być uciążliwy sąsiad, który nie liczy się z pozostałymi mieszkańcami bloku.
– Awanturują się, jest trzaskanie drzwiami, przez co ja, żona oraz 2 letni syn nie możemy spać. Praktycznie co noc się zastanawiamy, czy ta noc będzie spokojna, czy znowu nie będziemy musiała być wezwana policja, która tak na dobrą sprawę wymierza mu różnego rodzaju kary typu mandaty, bądź również wezwania do sądu, ale niestety sąsiad z tego tytułu sobie nic nie robi - dodaje Karol Pszczoła.
Policja doskonale zna ten adres. Interwencje funkcjonariuszy zazwyczaj kończą się ukaraniem kłopotliwego sąsiada mandatem za zakłócanie spokoju i spoczynku nocnego.
– Kierowaliśmy również wnioski do sądu o ukaranie, sąd również karał tą osobę jednak na chwilę obecną w dalszym ciągu co jakiś czas mamy informację, że to zgłoszenie o zakłócanie ładu i porządku jest, dzielnicowy też jest tą sprawą zainteresowany, rozmawiał zarówno z jedną jak i drugą stroną - zapewnia nadkom. Andrzej Latosiński z pilskiej policji.
Te rozmowy jednak nie przyniosły żadnego efektu. A wręcz przeciwnie. Jest jeszcze gorzej. Do hałasów i awantur doszło jeszcze robactwo. W mieszkaniu uciążliwego sąsiada zagnieździły się …. pluskwy
– Pluskwy nie przenoszą żadnych chorób, to są uciążliwe, bo gryzą co powoduje swędzenie, bolesność - mówi Danuta Kmieciak, dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Pile.
Karol Pszczoła poprosił Sanepid, aby skontrolował mieszkanie sąsiada. Inspekcja nie mogła jednak wiele zrobić, bo nie pozwalają jej na to przepisy.
- Państwowa Inspekcja Sanitarna nie ma możliwości wejścia do mieszkania prywatnego. Na podstawie ustawy o Państwowej Inspekcji Sanitarnej funkcjonariusze, inspektorzy inspekcji sanitarnej mogą wejść do mieszkania wtedy gdy istnieje podejrzenie lub stwierdzenie choroby zakaźnej - dodaje Danuta Kmieciak.
– Spółdzielnia również próbuje coś w tej materii zrobić. Rozmawialiśmy z panem Nowackim wielokrotnie, ale te rozmowy pana Nowackiego już denerwują, on sobie nie życzy żebyśmy do niego przychodzili, żebyśmy go pouczali jak ma żyć, on wybrał swoje życie w taki sposób i to życie chce w spokoju realizować i traktuje nas jak intruzów - opowiada Janusz Kryczka, kierownik Administracji Osiedla nr 2 w Pilskiej Spółdzielni Mieszkaniowej.
Pan Ryszard zdaniem współlokatorów nadużywa alkoholu. Właśnie wtedy, gdy pojawia się w domu alkohol, pojawiają się tam też krzyki i awantury pomiędzy nim, a konkubiną z którą mieszka.
– Dla mnie oni są na pewno uzależnieni - mówi Wanda Kolińska, dyrektor MOPS w Pile.
Dlatego Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej wystąpił do Miejskiej Komisji ds. Rozwiązywania Problemów Alkoholowych o zdiagnozowanie pana Ryszarda. Ten jednak leczyć się nie chce. Pozostaje więc skierowanie wniosku do sądu o zastosowanie przymusu leczenia odwykowego.
- Pozostaje tam tak naprawdę tak zwana praca socjalna, czyli odwiedzanie, tłumaczenie, pokazywanie jak to lepiej zrobić. To w niektórych przypadkach, takich bardzo trudnych, daje efekty na 2-3 dni, na jedno posprzątanie, a za tydzień trzeba zaczynać jak gdyby pracę od nowa, więc to jest żmudne - dodaje Wanda Kolińska.
Czyli tak naprawdę urzędnicy i instytucje problem dostrzegają, ale wiele zrobić nie mogą. Sytuacja wydaje się więc patowa tym bardziej, że sam pan Ryszard w swoim zachowaniu nie widzi nic niestosownego.
- Zapukałem do drzwi i mówię słuchaj no gościu, ja tu mieszkam już 20-ileś lat i nigdy nie miałem z sąsiadami takich stosunków jak z tobą - mówi pan Ryszard Nowacki.
Tłumaczy także, że problemu z alkoholem nie ma, a jego sąsiad się po prostu na niego uwziął.
- Tylu sąsiadów co tu mieszkało, zawsze cześć panie Rysiu, rozmawialiśmy i wszystko było ok, a jak on się wprowadził to tu jest szum jak cholera. Ja nie chcę mieć z nim nic do czynienia. Ja go już nie widziałem z 3 miesiące jak była dezynfekcja. W ogóle się nie odzywam, nawet z tej strony nie wychodzę tylko z tamtej, bo nie chce mieć bałaganu - zapewnia Ryszard Nowacki.
Rozwiązaniem problemu może być ubezwłasnowolnienie Ryszarda Nowackiego. Z wnioskiem jednak musiałby wystąpić rodzina uciążliwego sąsiada, albo opieka społeczna. Na razie jednak ten scenariusz wydaje się nierealny. Pozostaje więc mediacja między skonfliktowanymi sąsiadami i nakłonienie pana Ryszarda do podjęcia leczenia odwykowego.