Toaleta publiczna to w Złotowie towar deficytowy. Nie dość, że jest ich mało, to dodatkowo nie powalają wyglądem, za to powalają zapachem. Władze miasta chciały to zmienić i zbudować ubikację, przy której wszystkie toi-toie mogłyby się schować, za bagatela niemal 300 tysięcy złotych.
Na ostatniej sesji rady miejskiej, żaden inny temat nie wzbudził tak dużych emocji.
- Generalnie toaleta publiczna jest potrzebna w mieście, ale nie za 300 tysięcy. Przy budżecie, który teraz mamy i gdy potrzebujemy środków na różne inwestycje, uważam że dokładanie 130 tysięcy do toalety jest wydatkiem niezasadnym - przekonuje Krzysztof Żelichowski, radny rady miejskiej w Złotowie.
- Mam tu obawy, ponieważ za takie pieniądze możemy wykonać urządzenia podobne do tych, które obecnie funkcjonują. I dzisiaj widzimy jaki jest ich standard i ile osób z nich korzysta i jakie są z nimi problemy. Oczywiście postaramy się zrobić to jak najlepiej, ale jedno jest pewne – trzeba te pieniądze wydawać jak najbardziej efektywnie - przekonuje Adam Pulit, burmistrz Złotowa.
I można dodać, że efektownie. Wszak w nowej toalecie na przykład muszla i podłoga miały same się myć. Był jednak pewien haczyk – w jednym momencie mogłaby tam przebywać tylko jedna osoba, więc pewnie ustawiałby się do tego przybytku długa kolejka. Bo kto nie chciałby wypróbować najdroższej toalety w Złotowie?