Mała liczba lekarzy. Przepełnione SOR-y. Tak wygląda codzienność wielu szpitali w regionie. Izby Przyjęć traktowane są przez pacjentów jako szybki dostęp do lekarzy. Większość chorych, obsługiwanych przez SORy w ogóle nie powinna tam trafić – twierdzą dyrektorzy szpitali.
- Definicja pacjenta SOR-owskiego jest jednoznacznie przedstawiona. Jest to nagłe pogorszenia stanu zdrowia, życia pacjenta, a nie pacjenta, który przez 2-3 dni nie może dostać się do lekarza Podstawowej Opieki Zdrowotnej - zaznacza Wojciech Szafrański, dyrektor Szpitala Specjalistycznego w Pile
Izba Przyjęć Szpitala Powiatowego w Chodzieży przyjmuje nawet 70 pacjentów dziennie. Dyżury pełnią lekarze z innych oddziałów, a każda próba zatrudnienia nowych medyków kończy się fiaskiem. W Chodzieży myślą nawet o sprowadzeniu specjalistów z zagranicy, bo...
- Tworzą się kolejki, ludzie niestety są z tego wszystkiego niezadowoleni. Pracownicy są obrażani. Pacjenci potrafią krzyczeć, że lekarz siedzi, nic nie robi
- mówi Aleksandra Ćwikła, z-ca dyrektora Szpitala Powiatowego w Chodzieży
Lekarze nie chcą dyżurować na SOR-ach, bo presja z jaką muszą sobie radzić dyżurując na izbach przyjęć jest nieporównywalna z pracą na innych oddziałach.
- Jest to praca bardzo odpowiedzialna, wymaga wszechstronnej wiedzy na temat medycyny. Praca całodobowa, w systemie dyżurowym. Na to niestety decyduje się zbyt mało lekarzy. Tym bardziej, że mają oferty spokojniejszej pracy i w związku z tym ciężko jest ich pozyskać do tej odpowiedzialnej właśnie - przekonuje Robert Sokołowski, p. o. dyrektora 107 Szpitala Wojskowego w Wałczu
Ponadto młodych lekarzy kuszą oferty pracy z zagranicznych szpitali, a starsi z każdym rokiem robią się... coraz starsi. Młodzi lekarze czują się też oszukani przez rząd, który obiecywał protestującym rezydentom większe nakłady na służbę zdrowia. Jak dotąd na obietnicach się skończyło.
Komentarze