Od otwarcie pierwszego publicznego żłobka w Wałczu minęło pół roku. Zagospodarowano pomieszczenia, powołano dyrektora i zatrudniono kadrę. Przy dwudziestu maluchach pracuje łącznie dziewięć osób. Są to opiekunki, kucharki i panie pracujące jako pomoc. Od jakiegoś czasu na linii pracownicy-dyrektor wrze. Panie nie dogadują się ze sobą, a jedna z zatrudnionych w żłobku osób udała się ze skargą do radnego miejskiego.
- Ta pani przytoczyła mi inne problemy, takie jak brakujące talerze, stosowanie mobbingu w stosunku do nich, jak i ginące sprzęty -
mówi Tadeusz Gnojewski, radny Rady Miasta Wałcz.
Dyrektor odpiera zarzuty dotyczące ginących sprzętów. Potwierdza natomiast, że współpraca z podwładnymi jest utrudniona. Joanna Grabowska postanowiła sprawdzić opinię pracowników na swój temat przeprowadzając anonimową ankietę. Należało w niej ocenić pracę dyrektora i zaproponować zmiany w placówce. Ankieta okazała się druzgocąca dla dyrektorki.
- Teraz wyłaniają nam się dwie grupy pracowników. Tych zaangażowanych i tych, którzy się poświęcają tzn. tych, którzy uważają, że im się dzieje źle. Bo zawsze są tacy i zawsze jest taki podział - przekonuje Joanna Grabowska, dyrektor miejskiego żłobka.
W związku z negatywnym wynikiem ankiet dyrektor postanowiła wprowadzić plan naprawczy dla żłobka. Mają być przeprowadzane rozmowy z pracownikami. Problem ujrzał światło dzienne na sesji rady miasta Wałcz. Radni dopytywali władze miasta, czy jest im znana sytuacja w żłobku i czy są w tym temacie podjęte kroki.
- Na tym etapie sprawdzamy, badamy sprawę. Trudno na ten moment powiedzieć coś więcej, czekamy na wyniki naszych rozmów, które się odbywają z panią dyrektor. Nie wykluczamy również spotkań z rodzicami i z pracownikami placówki - zapowiada Małgorzata Ejma, Urząd Miasta Wałcz.
Czy konflikt w kadrze żłobka może mieć przełożenie na opiekę nad dziećmi? Z nieoficjalnych informacji wynika, że część z pracowników zastanawia się nad odejściem z pracy co negatywnie wpłynie na funkcjonowanie placówki.