Stan wojenny to dla Polski okres wyjątkowy. A dla działaczy NSZZ Solidarność i ich rodzin okres szczególnie dramatyczny. Noc z 12 na 13 grudnia 1981 roku zapisała się w ich wspomnieniach na stałe. Choć niektórym udało się odwlec w czasie wyrok, który wydała na nich ówczesna władza. Choćby dlatego, że przeprowadzili się i nie zgłosili tego.
- W nocy ktoś do mnie bardzo mocno w okno puka. No to mówię, może coś się stało. Otwieram, a tam właściciel u którego kiedyś mieszkałem. W kożuchu, w kalesonach. Mówię co się stało? Szok. On wpada i mówi: uciekaj bo stan wojenny. U mnie drzwi wyważyli. Ten pokój gdzieś mieszkał to samo, drzwi wyważone. Wszystko porozbijali. Chcieli cię aresztować - opowiada Jan Hnenny, jeden z przywódców strajków w zakładach Polam Piła.
Podobne szczęście pamiętnej nocy miał Ryszard Grabiec. Jeden ze współzałożycieli NSZZ Solidarność w pilskim Kombinacie Budowlanym przebywał akurat u brata na wsi.
- Rano brat wstawał, no i przychodzi tak przed 7.00 i mówi: chłopie ty się szykuj na Sybir, bo na takich jak ty już czekają. Ja mówię: co bredzisz? No i włączył telewizor i tam właściwie tylko muzyka leciała, jakieś takie lakoniczne komunikaty do tego. I dopiero jak Jaruzelski wystąpił, to wiedziałem co się stało - wspomina Ryszard Grabiec, współzałożyciel NSZZ Solidarność w Kombinacie Budowlanym.
Represji jednak nie uniknęli. Jan Hnenny się ukrywał, a dyrekcja kombinatu budowlanego wyrzuciła Ryszarda Grabca na bruk. Jeszcze gorszy los spotkał Franciszka Langnera. Krótko po północy 13 grudnia przyszło po niego trzech funkcjonariuszy SB i oficer Milicji Obywatelskiej.
- Ale w ogóle to się nie bałem. Moja mama krzyczała. Wyzywała ich od stalinowców. Chcieli wyważyć drzwi. Zszedłem na dół. Mówię mamo otwieramy drzwi. Nie wyobrażam sobie, by ktoś wyłamał drzwi do mojego domu - dodaje Franciszek Langner, przewodniczący Komitetu Strajkowego w zakładach Polam Piła.
Esbecy obiecali matce Franciszka Langnera, że ten wróci do domu następnego dnia. Wrócił, ale po roku. Dla aktywistów Solidarności i ich rodzin to był bardzo trudny okres. Czołowych przywódców aresztowano. Pozostali działacze zastanawiali się co dalej.
- Na początku istniała pewna niemoc. Trudno nam było się zorganizować. I w pierwszych miesiącach zajęliśmy się taką działalnością pomocy rodzinom internowanych. A więc zbiórka pieniędzy i pomocą dla tych rodzin - mówi Czesław Kamiński, uczestnik strajków w Polam Piła.
Przeżycia ludzi prześladowanych przez komunistyczny aparat represji wciąż są żywe.