Krzysztof G. przez 12 lat miał molestować Szymona, ministranta w parafii p.w. św. Floriana w Chodzieży. W 2018 roku sąd kościelny wydalił księdza ze stanu kapłańskiego, by już po miesiącu zaproponować mu pracę w poznańskiej kurii. Teraz pracuje w archiwum akt dawnych jako magazynier. Sprawa wyszła na jaw, gdy prokurator spytał Krzysztofa G. o miejsce pracy.
- Nie chce już tego interpretować dalej. Tak jak wszystkim innym odmawiam takiej wypowiedzi, tak proszę zrozumieć, że tutaj też jest tylko dla dobra sprawy. Odsyłamy do tego oświadczenia - mówi ks. Maciej Szczepaniak, rzecznik Kurii Metropolitalnej w Poznaniu.
A chodzi o oświadczenie jakie wydała Kuria Metropolitalna w Poznaniu. Możemy w nim przeczytać między innymi, że taki rodzaj pracy, w miejscu bez kontaktu z dziećmi czy młodzieżą nie niesie za sobą zagrożeń i jest też formą społecznej prewencji. Obrońca pokrzywdzonego Szymona mówi natomiast o cynizmie i dodaje...
l
- Kościół bardzo mocno deklaruje i pozycjonuje pozycję pokrzywdzonego, że on w spektrum rozmowy na temat pedofilii jest najważniejszy. Tymczasem Szymon nie otrzymał absolutnie żadnej pomocy, otrzymuje ją sprawca. Ja nie mam nic przeciwko temu, że kościół pomaga w ogóle, tylko jest kwestia pewnej subsydiarności i pewnej logiki w tym wszystkim, bo uważam, że pierwszą osobą, która powinna uzyskać pomoc jest właśnie Szymon - przekonuje Artur Nowak, adwokat i pełnomocnik Szymona.
A ten nie tylko pomocy nie otrzymał, ale miał problem z wglądem do dokumentów. Kiedy prokurator poprosił o kościelne akta, których elementem może być przyznanie się do winy Krzysztofa G., to arcybiskup Stanisław Gądecki najpierw powołał się na tajemnicę zawodową, a później twierdził, że dokumenty znajdują się już w Watykanie.
Sytuację zmieniła dopiero decyzja papieża Franciszka, który w grudniu zeszłego roku zniósł „tajemnicę papieską” w postępowaniach dotyczących pedofilii.