Od środy ruszyło obowiązkowe nauczanie online. Choć szkoły są zamknięte to podstawa programowa musi być zrealizowana. Uczniowie będą także oceniani z efektów takiej domowej nauki. Początki nowego sposobu nauczania nie wszędzie idą tak jak powinny.
Zdalne nauczanie to nie nowość. Wiele szkół prowadziło wcześniej w ten sposób chociażby dodatkowe zajęcia. Większą aktywność nauczycieli w sieci wymusiła jednak epidemia koronawirusa.
- Mamy szkoły zamknięte już od dłuższego czasu i w związku z tym wielu nauczycieli po zaleceniach dyrektora i chociażby ministra stosuje różnego rodzaju elementy nauczania zdalnego. I one jak pewnie większość rodziców już doświadczyła się dzieją. Dzieci dostają zadania, rozwiązują te zdania i odpowiadają nauczycielom - powiedział Sebastian Dzikowski, dyrektor wydziału Oświaty, Kultury i Sportu UM Piły.
Jednak decyzją Ministerstwa Edukacji Narodowej od środy nauczanie online jest obowiązkowe dla wszystkich szkół. Podstawówki i szkoły średnie z Piły miały być do tego technicznie przygotowane.
- Z tego co zorientowałam się jeśli chodzi o obszar działania oddział Piła czyli miasto Piła, w dwóch placówkach nie ma dziennika elektronicznego, który by w tym momencie ułatwił to ale te placówki pracują na platformie informatycznej office 365 więc powiedzmy, że wszyscy w miarę są do tego przygotowani - poinformowała przewodnicząca pilskiego oddziału ZNP Ewa Czopek.
Główna organizacja e-nauczania spadła na barki dyrektorów szkół. To oni muszą ustalać z nauczycielami tygodniowy zakres materiału oraz formę kontaktów z uczniami i rodzicami. W szkole podstawowej na Jadwiżynie od wczoraj obowiązywać zaczął nowy plan zajęć.
- Będą to cztery godziny zajęć. Zajęcia nie mogą być krótsze niż 30 minut. W planie zostały uwzględnione wszystkie przedmioty. Nauczyciele logują się między 8 a 9 i pozostają do dyspozycji mniej więcej do 15/16 a nawet dłużej jeśli zachodzi taka potrzeba - dodaje dyrektor Szkoły Podstawowej nr 11 im. Królowej Jadwigi Grzegorz Wądołowski.
Wielu nauczycieli już wcześniej prowadziło zajęcia online jako pomoc dydaktyczną. Jednak mimo wszystko są obawy o masowe e-nauczanie.
Nie mówiąc już o funkcjonowaniu systemu. Życie szybko zweryfikowało rozwiązanie narzucone przez MEN. Od samego rana wielu nauczycieli i uczniów nie było w stanie zalogować się do Librusa. To największa platforma wykorzystywana do e-lerningu. Z działaniem pozostałych wcale nie było lepiej. Najprawdopodobniej nie wytrzymały systemy, do których w jednym czasie próbowały zalogować się dziesiątki tysięcy osób. A to nie jedyny problem. Co w przypadku większej ilości dzieci w jednej rodzinie pobierających naukę? Wielu rodziców nie potrafi odnaleźć się w tej sytuacji.
- Ja mam czwórkę dzieci i to jest dla mnie paranoja normalnie. Mam dwupokojowe mieszkanie, starszy syn ma 16 lat, w jednym pokoju siedzi sam w tym momencie do godz 16 od godz 8, trójka dzieci młodsza jest w drugim pokoju. Na córki Librusa nie mogę się zalogować, nie znam się na tym, mąż do 19 w pracy. To jest coś śmiesznego - powiedziała Małgorzata Jackowiak, matka dzieci w wieku szkolnym.
Tym bardziej, że zgodnie z rozporządzeniem ministerstwa uczniowie mają materiał przerobić. W dodatku oprócz sprawdzania obecności, nauczyciele powinni sprawdzać wiedzę swoich uczniów zdobytą w elektroniczny sposób i wystawiać oceny.
- Po powrocie do szkoły nie będziemy mieli już tak dużo zaległości aczkolwiek wiadomo nic nie zastąpi tradycyjnych lekcji w szkole ponieważ siedzenie przed komputerem pośród czterech ścian jest po dłuższym czasie dość męczące. Zdecydowanie wolę wyjść do ludzi, do swoich rówieśników - dodaje uczennica Zespołu Szkół im. Stanisława Staszica w Pile Julia Gładych.
To jednak szybko nie nastąpi. Decyzją ministra edukacji narodowej uczniowie nie wrócą do szkolnych ławek do Wielkanocy. Co potem nie wiadomo. Sytuacja będzie zmieniać się wraz z rozwojem lub zahamowaniem epidemii.
fot. poglądowa Pixabay