
- Doszliśmy do takiego miejsca w którym nie wiedzieć czemu ktoś niezbyt chyba mądry ułożył ścieżkę z chleba, która prowadzi do ul. Koszalińskiej czyli de facto do ogródków działkowych. Chleb jest porozkładany taką ścieżką. Jak sobie dziki będą szły i po kolei jadły to prędzej czy później zejdą na sam dół. Nie wiem czy to jest prowokacja czy ktoś specjalnie te dziki wpuścić nam do miasta. Nie mam zielonego pojęcia - zastanawia się Wojciech Nosek, komendant Straży Miejskiej w Pile.
Dziki jednak miały pojęcie, że to łatwa i darmowa wyżerka. Dziś po chlebie nie ma już śladu. Są za to ślady po dzikach, które zryły teren wokół. Te coraz częściej pojawiają się na terenie miasta. Locha z pięcioma młodymi była widziana ostatnio na terenie działek. Inna z trzema małymi wychodzi z lasu na Górnym przy ul. Mickiewicza.
Przez młody wiek potomstwa niewiele można teraz zrobić. Lochę można złapać do klatki, ale małych już nie, a same nie przeżyją. Odławianie można więc zacząć dopiero wtedy kiedy młode podrosną. Po odłowieniu dziki trafiają do lasu, daleko od miasta.
Komentarze