Julia przyszła na świat pod koniec kwietnia. Na początku nic nie wskazywało, że wydarzy się dramat. Mamę Julii zaniepokoiły refleksy w źrenicach. Kobieta zgłosiła się z dzieckiem do lekarza. Wstępna diagnoza ścięła z nóg.
- Dziewczyna zdzwoniła do mnie z płaczem, że mała ma zdiagnozowanego siatkówczaka obuocznego. W dalszym ciągu nie dowierzałem, przyjechałem do Wałcza i następnego dnia wyruszyliśmy do Krakowa do kliniki uniwersyteckiej, żeby potwierdzić to albo zaprzeczyć temu. Liczyłem na to, że ten koszmar się nie spełni, że to jest tylko sen - opowiada Jacek Czerepaniak, tata Julii.
Niestety. Lekarze z Krakowa potwierdzili, że stan Julii jest poważny. Oczy dziewczynki zaatakował złośliwy nowotwór.
- Okazało się, że stan jest bardzo poważny. Niestety guzy wypełniają całe oczka małej. Najgorsze jest to, że nowotwór ten lubi dawać przerzuty. W sytuacji przerzutów dla córki tak naprawdę nie ma ratunku - płacze Patrycja Lorenc, mama Julii.
Dlatego tak ważny jest czas. Przerzutów póki co nie ma. Dziewczynce można uratować nie tylko życie ale i wzrok. Szansą jest terapia w Stanach Zjednoczonych.
Na uratowanie Julii potrzeba aż miliona złotych. Dobra informacja jest taka, że aby rozpocząć leczenie wystarczy wpłacić ponad 360 tys. zł. Resztę później. Aby jak najszybciej zebrać pieniądze rodzina i przyjaciele zorganizowali zbiórki i licytacje.
- Można zalicytować bardzo fajne nagrody. Mamy przejażdżkę z wicemistrzem motocyklowym, mamy różne rzeczy do domu, zabawki, także naprawdę myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Natomiast należy pamiętać, że każda kwota jest ważna tak naprawdę, każda złotówka tutaj się liczy - mówi Patrycja Karczewska, ciocia Julii.
Charytatywne licytacje dostępne są na Facebooku Licytacje dla Juleczki. Na stronie siepomaga.pl powstała także zbiórka. Potrzeba jeszcze ponad 750 tys. zł.