W Polsce koronawirus jest przyczyną śmierci ponad 2000 osób, co odpowiada liczbie zgonów z powodu nowotworu w ciągu kilku dni. Te statystki mogą być jeszcze gorsze, bo w czasie epidemii COVID-19 dostęp do badań i lekarzy specjalistów jest utrudniony.
– Nie ma możliwości dostania się do specjalisty. Wszystko teraz zwala się na koronawirusa - przekonuje pacjentka. - Do rodzinnego w Budzyniu to się w ogóle nie dostaniemy - dodaje inna kobieta.
Od marca wydano 18 tys. mniej kart szybkiej ścieżki onkologicznej niż przed rokiem. Nie oznacza to, że jest mniej chorych, ale pokazuje, jak bardzo leczenie onkologiczne zeszło na drugi plan.
– Taka karta ma przyspieszyć rozpoczęcie diagnostyki i leczenia chorych ze schorzeniami onkologicznymi i z badań od momentu kiedy te karty wprowadzono okazało się, że pacjenci, którzy są leczeni z kartą o dwa tygodnie wcześniej rozpoczynają terapię - mówi Aldona Pietrysiak, zastępca dyrektora ds. lecznictwa Szpitala Specjalistycznego w Pile.
W dobie koronawirusa pacjenci boją się zakażenia, nie chodzą do lekarzy, a przez teleporady niektóre schorzenia trudno rozpoznać i stwierdzić.
Bo w przypadku nowotworów czas jest najważniejszy. Lekceważenie niepokojących objawów i brak wizyty u lekarza może mieć fatalne skutki dla pacjenta.
– W typowej chorobie nowotworowej każdy tydzień będzie już miał znaczenie i może przejść nowotwór w stadium zaawansowania w którym rzeczywiście jest tylko leczenie objawowe, w którym pacjent traci szansę na całkowite wyleczenie - mówi Piotr Martenka, kierownik Zakładu Radioterapii w Pile.
Dlatego ruszyła kampania edukacyjny pod hasłem „Rak nie poczeka na koniec epidemii”. Jest ona skierowana do wszystkich osób potencjalnie zagrożonych nowotworem. Ograniczenie w dostępie do specjalistów, szpitali, poradni odczuwają także innymi pacjenci, chociażby kardiologiczni, diabetologiczni czy ortopedyczni. W konsekwencji powoduje to powikłania wywołane przez zbyt późne podjęcie leczenia.