Ostatnie pożegnanie tragicznie zmarłej dziennikarki

11.09.2020   Autor: Mateusz Manthai
2228---286
Tragicznie zmarła dziennikarka Anna Karbowniczak spoczęła dziś na chodzieskim cmentarzu. W ostatniej drodze towarzyszyła jej rodzina, znajomi oraz liczne delegacje.

Z Anią ostatni raz widzieliśmy się 29 sierpnia na chodzieskim rynku. Przygotowywała reportaż z dnia dla zdrowia organizowanego przez Stowarzyszenie Bioderko. Była zaangażowana w sprawy miasta i powiatu. Wówczas nic nie zapowiadało tragedii, jaka rozegrała się kilka dni później.

- Była niezwykle ciepłą osobą, delikatną, skromną. Myślę, że sama nie była świadoma tego jakim jest autorytetem w świecie kolarskim - mówi Łukasz Sędłak z Chodzieskiego Towarzystwa Rowerowego. 

A rower był jej pasją. Przejechała na nim kilka tysięcy kilometrów. Starała się jeździć każdego dnia, samotnie przemierzając drogi powiatu chodzieskiego. Zginęła robiąc to co kochała.

- Pojawiła się na naszym pierwszym spotkaniu i towarzyszyła nam do ostatniego spotkania, które odbyło się 2 tygodnie temu - wspomina Paulina Panek  z Koła Gospodyń Miejskich w Chodzieży. 

Ania była reporterką. Pisała dla Głosu Wielkopolskiego i Chodzieżanina. Tu w mieście znał ją niemal każdy.

Kilka miesięcy temu mieliśmy przyjemność współpracować przy materiale dotyczącym gry planszowej, którą stworzyłem. Obiecaliśmy sobie nawet taką wspólną rundę i rozgrywkę. Niestety nie uda nam się już tego pomysłu sfinalizować - mówi Mariusz Witczuk, wicestarosta chodzieski. 



Dziennikarka została śmiertelnie potrącona przez samochód. W czwartek 3 września na swej kolarzówce pokonywała trasę pomiędzy Budzyniem a Wągrowcem. Dostawcze auto potrąciło ją na prostym odcinku drogi. Dzień później Ania miała świętować swoje 35 urodziny.

– Był taki dzień, kiedy przyszła na świat, ale pojawił się też taki dzień, kiedy z tego świata w tragicznych okolicznościach odeszła. Ten czas od narodzin aż do śmierci to bardzo ważny czas. To czas, który pozwolił jej zostawić tutaj na ziemi jakiś szczególny ślad - mówił podczas kazania ks. Jan Korygacz, proboszcz parafii p.w. Nawiedzenia NMP w Chodzieży
Kierowca uciekł z miejsca wypadku nie udzielając jej żadnej pomocy. Kolejnego dnia policjanci znaleźli poszukiwany samochód na jednej z posesji nieopodal Gołańczy. Tam zatrzymali 25-letniego kierowcę, jego brata i właściciela działki. Kilka dni przed wypadkiem dziennikarka otrzymała anonimowe groźby. Te związane były z opisywaną przez nią sprawą śmierci małego Marcela z Chodzieży. Pierwszy list zaadresowany był na chodzieską redakcję.

- Drugi, który prawdopodobnie przyszedł z tą samą pocztą, już imiennie na Anię do redakcji został odebrany później. Był bezpośrednią groźbą. Groźbą pozbawienia życia, jeżeli Ania nie przestanie się zajmować tematami, które ostatnio opisywała - przypomina Michał Kopiński, szef redakcji lokalnej Głosu Wielkopolskiego. 

Na groźby Ania zareagowała spokojnie, choć było widać, że się boi. Poprosiła wtedy swoich przełożonych o kilka dni wolnego. Urlop miała zacząć od poniedziałku. W czwartek zginęła na drodze. Kierowca nawet nie próbował hamować. Sekcja zwłok wykazała, że bezpośrednią przyczyną śmierci było przerwanie rdzenia kręgowego. Policja zatrzymała 5 osób.

Podstawą skierowania wniosku, a także uwzględnieniem wniosku o tymczasowy areszt była obawa matactwa. W tym celu prokuratura wystosowała do sądu wnioski, by podejrzani nie mogli ze sobą się kontaktować i tym samym dokonywać bezprawnego wpływu na tok postępowania - informuje Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. 

Podejrzanemu o spowodowanie wypadku, za nieudzielenie pomocy i ucieczkę z miejsca wypadku grozi do 12 lat więzienia. Dwoje pasażerów busa oraz brat kierowcy usłyszeli zarzut dotyczący nieudzielenia pomocy i poplecznictwa, zaś mechanik samochodowy, który podjął się naprawy busa, za zacieranie śladów może trafić za kratki nawet na 5 lat.

fot. Chodzież nasze miasto 

Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się nim:

Komentarze
© Copyrights 2019 asta24.pl Agencja Interaktywna Sun Group