Lekarze apelują, by w razie objawów zawału nie czekać i natychmiast zwrócić się po pomoc.
Porównując okresy od stycznia do końca listopada w 2019 i 2020 r. widać spadek liczby hospitalizacji i odnotowywanych zawałów, choć nie tak duży, jak przepowiadali niektórzy eksperci. Z 5805 we wspomnianym okresie w ubiegłym roku do 4930 w obecnym. To mniej o 15 proc., czyli 875 przypadków. Powody tych różnic mogą być bardzo złożone.
Miesiące, w których zdiagnozowano w tym roku więcej zawałów niż rok temu to luty (508 do 494) oraz czerwiec (495 do 468). Znacząco mniej hospitalizacji było z kolei w marcu (448 w tym roku i 549 w poprzednim) i kwietniu (330 do 448), czyli w okresie początku pierwszej fali epidemii COVID-19 w Polsce. Widoczny także później spadek mógł więc mieć związek m.in. ze zmianą trybu pracy na zdalny, a co za tym idzie – wykonywaniem obowiązków z domu i ogólnym „spowolnieniem” życia.
Przez kolejne miesiące obserwowaliśmy średnio o kilkadziesiąt mniej osób, u których zdiagnozowano zawał w 2020 r. w porównaniu z 2019 r. Tak było aż do momentu początku drugiej fali epidemii, gdy spadek znów był znaczący. W październiku tego roku doszło do 420 hospitalizacji zawałowych przy 583 w ubiegłym roku, a w listopadzie stosunek ten wynosił 362 do 524. Był to miesiąc, kiedy druga fala pandemii spowodowała wzrost zakażeń koronawirusem i wprowadzenie nowych związanych z tym obostrzeń, w tym zalecenia korzystania z pracy zdalnej.
Pacjentów zawałowych najczęściej przyjmuje się do szpitala w trybie nagłym. W porównywanych okresach było to 94 proc. wszystkich przypadków. W tym roku wzrósł udział chorych przekazywanych przez zespoły ratownictwa medycznego – z 35 do 37 proc.
Przez ostatnie dwa lata znacząco spadła liczba sprawozdawanych w omawianym okresie, zawałów nieokreślonych – z 19 proc. w 2019 r. do 8,6 proc. w obecnym. Jedną z przyczyn może być bardziej rzetelne raportowanie udzielanych przez placówki świadczeń. W tej sprawie zwróciliśmy się do szpitali po pierwszym półroczu 2020 r. Dostrzeżona została potrzeba ograniczenia wątpliwości, co do sposobu diagnozowania chorych, a co za tym idzie – rozliczania świadczeń.
Widać też, że szpitale w tym roku zdecydowanie rzadziej decydowały się na wykonywanie koronarografii diagnostycznych. Zanotowano tutaj bardzo znaczący spadek. Od stycznia do listopada tego roku było ich o 30 proc. mniej niż w analogicznym okresie rok wcześniej (776 do 1095). W tym przypadku mówimy o diagnostyce, która nie stanowi zagrożenia dla zdrowia pacjenta, jednak jest ona rokrocznie odnotowywana w statystykach zawałów. Ma wpływ na wykazywane trendy, więc także i na prognozowany tegoroczny spadek ogólnej liczby świadczeń. Koronarografia bywa również wykonywana przed innym planowanym zabiegiem kardiologicznym lub kardiochirurgicznym.
Podejrzewasz zawał? Natychmiast wezwij pomoc
Najpoważniejszym problemem ostatnich miesięcy może być zbyt długie zwlekanie z wezwaniem pomocy. W efekcie pacjent traci tzw. „złotą godzinę”. Tymczasem im szybciej zgłosimy się po pomoc, tym większa szansa odzyskania zdrowia.
– Głównym objawem zawału serca jest ból w klatce piersiowej, najczęściej umiejscowiony za mostkiem. Często promieniuje do lewej ręki, czasami obu rąk, do żuchwy, między łopatki. Czasami, szczególnie u kobiet, ból może być umiejscowiony po lewej stronie klatki piersiowej lub w nadbrzuszu. Ból zwykle jest bardzo silny, piekący, dławiący, ściskający – tłumaczy prof. Tatiana Mularek-Kubzdela, konsultant wojewódzki w dziedzinie kardiologii.
Dodatkowo bólowi może towarzyszyć osłabienie, zawroty głowy, omdlenia, nudności, wymioty, kołatanie serca lub nagła duszność. Chory może odczuwać strach przed śmiercią, a ból trwa dłużej niż 20 minut, stopniowo narasta i nie ustępuje po podaniu pod język nitrogliceryny.
– Opisane objawy zawsze powinny budzić niepokój i trzeba w takiej sytuacji wzywać karetkę pogotowia. W obecnej sytuacji pandemii choroby COVID-19 wielu chorych nie chce wzywać pogotowia z obawy przed zakażeniem w szpitalu. Trzeba pamiętać jednak o tym, ze nieleczony zawał serca jest często chorobą śmiertelną – przestrzega profesor Mularek-Kubzdela.
– Oddziały szpitalne są najczęściej miejscami bezpiecznymi dla chorych. Przed przyjęciem do szpitala chorzy mają wykonywane testy na COVID-19, stosuje się izolację, dystans, maseczki, odkażanie. O wiele bardziej narażamy życie zwlekając z wezwaniem pogotowia przy podejrzeniu zawała serca niż zgłaszając się do szpitala – potwierdza profesor Maciej Lesiak, kierownik Kliniki Kardiologii w Szpitalu Klinicznym Przemienienia Pańskiego UMP w Poznaniu.
– Im szybciej pacjent dotrze do szpitala, tym większe szanse ma na powrót do pełni zdrowia. Szczególnie w przypadku zawałów. Dlatego tak ważne jest, by nie zwlekać z wezwaniem pomocy – apeluje Agnieszka Pachciarz, dyrektor WOW NFZ. – Ze strachu przed koronawirusem nie warto ryzykować swojego życia.
opr. Marta Żbikowska-Cieśla, rzecznik prasowy WOW NFZ
fot. pixabay
Komentarze
Zobacz także