W minioną sobotę przypadkowi przechodnie znaleźli leżącego przed chodzieskimi Łazienkami mężczyznę. Właściciele hotelu przykryli go kocem i, jak mówią, ochronili przed padającym deszczem. Wezwano pogotowie. Po kilkunastu minutach oczekiwania kolejne telefony - na numer alarmowy 112 i policję. Tam usłyszeli, że muszą czekać.
- Pan był przytomny, bo próbowałam z nim nawiązać kontakt. Leżał na boku i bałam się cokolwiek więcej zrobić, bo wiem, że w takich sytuacjach nie powinno się ruszać poszkodowanego - tłumaczy Katarzyna Balicka, właścicielka restauracji, przy której znaleziono mężczyznę.
Mąż kobiety zrobił zdjęcie leżącemu mężczyźnie i opublikował na Facebooku. Liczył, że może to przyspieszyć przyjazd ambulansu. Tak się jednak nie stało. Medycy odpierają zarzuty. Twierdzą, że karetkę wysłano od razu po przyjęciu zgłoszenia.
Skąd więc taka rozbieżność? Nie wiadomo ile trwała rozmowa zgłaszającego z dyspozytorem. Być może to ona sprawiła, że czas przyjazdu ambulansu znacznie się wydłużył.