O kontrowersjach wokół Arki Noego mówiliśmy już 1,5 roku temu. Wtedy część mieszkańców Głomska protestowała przeciwko lokatorom ośrodka - osobom z trudną sytuacją życiową, bardzo często po doświadczeniach związanych z narkotykami i alkoholem. Mieli oni zaczepiać mieszkańców i spożywać wysokoprocentowe trunki w miejscach publicznych. Potem wydawało się, że sytuacja została unormowana. Wygląda jednak na to, że demony przeszłości powróciły.
- Znowu chodzą po Głomsku, może gdzieś dalej. Spożywają alkohol, na przykład w punkcie sklepowym, tzw. „Szybkie piwo”, wracają do ośrodka. Poza tym spacerują, zaczepiają ludzi i to są sygnały, które otrzymuję nie tylko od dorosłych mieszkańców, ale od wielu rodziców, którzy mają dzieci - opowiada Justyna Cieślik, radna Rady Gminy Zakrzewo i mieszkanka Głomska.
Jak tłumaczy Artur Amenda - kierownik ośrodka, problemem były osoby, które do placówki trafiały z fundacji „Barka”. Dlatego Arka Noego wypowiedziała z nią umowę, bo historię związane z niektórymi podopiecznymi przysłanymi przez "Barkę" mrożą krew w żyłach. Jak chociażby ta dotycząca dwójki mężczyzn.
- W pewnym momencie zdecydowali, że nie potrzebują pomocy, że odchodzą. Po trzech tygodniach otrzymaliśmy informację, że ten młody człowiek zabił tego starszego, coś mu zrobił z głową. I te zwłoki leżały później prawie dwa tygodnie, on przez ten czas mieszkał z trupem - mówi Amenda.
Gmina dostaje jednak niepokojące listy od osób, które przebywały w ośrodku:
„Bród, smród, brak jedzenia, ograniczenie dostępu do wody, brak możliwości mycia, prania osobistych rzeczy. Pracowaliśmy ponad siły na jego rozkaz” - cytuje wójt gminy Zakrzewo, Marek Buława.
- Nie mieliśmy wyjścia. Podjęliśmy tę decyzję z wielkim bólem. Była ona spowodowana tym, że otrzymywaliśmy różne informacje od różnych instytucji, które kontrolowały to stowarzyszenie. Zaczęło się to wszystko od naszego Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej, który informował mnie o niedociągnięciach, o tym, że to nie funkcjonuje tak, jak powinno - twierdzi Marek Buława.
Jak dodaje wójt, oprócz GOPS-u uwagi zgłaszała także policja oraz straż pożarna, według której budynek nie ma odpowiedniego zabezpieczenia przeciwpożarowego. Kierownik ośrodka odpowiada, że problem leży m.in. w komunikacji.
- Myślę, że to wynika z niewiedzy, niczego więcej. Pan wójt o wielu rzeczach po prostu nie był poinformowany, bo też była końcówka roku, pandemia, a my byliśmy przy finalizacji całej inwestycji i dokumentacji przeciwpożarowej. Nie było za bardzo możliwości kontaktu - tłumaczy Artur Amenda.
I dodaje, że cała inwestycja oraz dokumentacja przeciwpożarowa jest już ukończona, a budynek jest całkowicie bezpieczny. Jednak to nie przekonuje władz gminy.
- Pan wójt dał wypowiedzenie, ale… Co z ludźmi? - pyta Amenda.
A o tym najprawdopodobniej zadecyduje sąd, bo okres wypowiedzenia umowy trwa do końca marca, a obie strony nie zmienią swojego stanowiska. Wójt podtrzymuje wypowiedzenie, kierownik Arki zapewnia, że on i jego podopieczni nie opuszczą budynku.