Branża gastronomiczna jest zamknięta od końca października. Zapowiadane wtedy dwa tygodnie lockdownu dla restauracji, czy kawiarni, zamieniło się w 5 miesięcy. Lokale mogą sprzedawać produkty jedynie na wynos. Cała branża jest w fatalnej kondycji, dlatego rząd proponuje nowy pomysł - bon gastronomiczny, który wstępnie został pozytywnie oceniony przez ekspertów.
- Mówi się o tym, że pracodawca przeznaczałby jakąś kwotę i do tego dopłacałoby państwo. To nie do końca tak. Tutaj chodzi o rozbudowanie systemu zachęt podatkowych i zachęt w ubezpieczeniach społecznych, w składkach płaconych do ZUS do tego, aby pracodawcy finansowali swoim pracownikom wyżywienie - tłumaczy Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich
Bo obecna kwota wolna od podatku, którą pracodawca może przeznaczać na dofinansowanie posiłku pracownika, to zaledwie 190 zł miesięcznie, czyli 9 zł dziennie. I tak jest od 17 lat. Federacja Przedsiębiorców Polskich proponuje, żeby ta kwota wzrosła do 560 złotych na miesiąc. To byłaby także szansa dla pracodawców, którzy mogliby uatrakcyjnić swoją ofertę pracy, właśnie o bon żywnościowy, który działałby podobnie do karty multisport. I właśnie w kierunku bonu, a nie wręczania gotówki, chce zmierzać rząd.
Restauratorzy patrzą na tę propozycję z umiarkowanym optymizmem. Czekają na szczegóły. Jednak nie ukrywają, że woleliby inne rozwiązanie.
- Najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu realna, żywa gotówka. Scedowana na konkretną restaurację. Ta pomoc powinna być automatycznie skierowana do konkretnych podmiotów, bez względu na to, czy ktoś prosperował rok, dwa lata, pół roku, czy dopiero rozpoczął działalność gospodarczą -proponuje Przemysław Bednarek, menadżer restauracji Platinum w Budzyniu
Rząd ma przedstawić konkrety w najbliższym czasie. Wtedy okaże się, jaką kwotę na posiłki co miesiąc będą mogli przeznaczać pracownicy oraz czy rzeczywiście obok karty multisport, będziemy trzymać w portfelu również bon gastronomiczny.