Eksperci ds. zdrowego żywienia zalecają spożywanie ryb dwa razy w tygodniu. Nie warto przekraczać tej normy. To dlatego, że w tych małych stworzeniach znajdują się dioksyny. Te toksyczne substancje powstają między innymi podczas spalania olejów napędowych, komunalnych i przemysłowych odpadów zawierających chlor, w czasie pożarów lasów, a także, gdy palimy w zwykłych paleniskach domowych. Kumulują się w tłuszczach rybnych, dlatego przy ich spożywaniu trafiają również do naszych organizmów.
Co nam grozi?
Dioksyny mogą wpływać źle na naszą skórę, przyczyniając się do powstawania trądziku chlorowego, powodować zmiany poziomów hormonów tarczycy, czy prowadzić do chorób nowotworowych. Są także niebezpieczne dla kobiet w ciąży - do 3 miesiąca zagrażają życiu i zdrowiu płodu. Oprócz tego ryby są pełne rtęci, która dostaje się do środowiska wodnego głównie z zanieczyszczeń przemysłowych. A dokładnie jest to trujący związek chemiczny o nazwie metylortęć (MeHg).
Według Morskiego Instytutu Rybackiego – Państwowego Instytutu Badawczego nie powinno się przekraczać pewnych norm dotyczących jedzenia poszczególnych gatunków i produktów rybnych. I tak tolerowana dawka tygodniowego spożycia dorsza bałtyckiego ze względu na rtęć to 2,37 kg, ale ze względu na znajdujące się w nim dioksyny to już tylko 950 g. Dla śledzia bałtyckiego te normy to odpowiednio: 1,7 kg i 400 g, a dla łososia bałtyckiego 2,12 kg i 105 g. To samo tyczy się gotowych produktów w puszkach, które możemy znaleźć na sklepowych półkach. Na przykład dopuszczalne tygodniowe spożywanie tuńczyka w oleju wynosi 1,67 kg - jeżeli chodzi o rtęć i 2,51 kg - jeżeli mówimy o dioksynach.
fot. i opr. News4Media
Komentarze
Zobacz także