O planach budowy bioelektrowni w Marcinkowicach informowaliśmy prawie 2 lata temu. Projektowana inwestycja spotkała się ze sporym sprzeciwem ze strony mieszkańców. Od tego czasu obawy nie ustały. Lokalna społeczność boi się...
– Uciążliwości, które niosą ze sobą takie inwestycje, czyli to jest tak naprawdę odór, który się roznosi, częstotliwość przejazdów ciężkiego sprzętu, samochodów przez bardzo ładną ulicę, którą mamy wyremontowaną - mówi Joanna Kluska, sołtys Marcinkowic.
W październiku ubiegłego roku planowana inwestycja uzyskała prawie 7 mln złotych dofinansowania z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Inwestor wystąpił do Starostwa Powiatowego w Wałczu o wydanie pozwolenia na budowę.
– To pozwolenie wydano zupełnie bez wiedzy mieszkańców, nie informując nikogo, nie uznając nikogo za stronę w przeciwieństwie do postępowania przy wydaniu warunków zabudowy, kiedy inny organ rozpatrujący te warunki zabudowy uznał za stronę kilkoro mieszkańców. Tutaj po prostu jakby świadomie unikano konfliktu i nikogo nie informowano, mieszkańcy dowiedzieli się właściwie przypadkiem - mówi Marek Gajzler, radny Rady Miejskiej w Tucznie.
Zarzuty odrzuca starosta wałecki Bogdan Wankiewicz. Tłumaczy, że pozwolenie na budowę zostało wydane zgodnie z prawem i z zachowaniem wszelkich procedur.
– Nie widzieliśmy przeciwwskazań, sam obiekt jest oddalony od granicy z osobą, czy też właścicielem sąsiedniej działki o ponad 800 metrów, w związku z tym nie było tutaj zagrożenia jakiegokolwiek - tłumaczy Bogdan Wankiewicz, starosta wałecki.
W lutym jednak Wojewódzki Sąd Administracyjny w Szczecinie uchylił decyzję Samorządowego Kolegium Odwoławczego o warunkach zabudowy inwestycji. Wyrok nie jest prawomocny. Do tej pory nie sporządzono jego uzasadnienia, nie ma więc możliwości złożenia odwołania. Z kolei mieszkańcy podnoszą również inną kwestią. Ich zdaniem za budową stoi między innymi matka odwołanego w referendum burmistrza Tuczna, czyli gminy na której inwestycja jest zlokalizowana. Jest udziałowcem w spółce budującej bioelektrownię.
Tak samo jak mieszkańcom nie udało się uzyskać informacji, czy prace, które rozpoczęły się kilka dni temu w Marcinkowicach to początek spornej budowy.
– Jest to właściwie wielka niewiadoma, trwają jakieś prace w tym miejscu, gdzie ta biogazownia ma powstać, jesteśmy trochę zdezorientowani i martwimy się co to będzie dalej. Nie wiemy czy są to prace polowe, czy to jest zaczęta budowa biogazowni - mówi Anna Skuzjus, mieszkanka Marcinkowic.
Wiedzy takiej nie posiada także pełniący obowiązki burmistrza Tuczna, Piotr Pierzyński. Ten prosił inwestora o przygotowanie ulotki informacyjnej dla mieszkańców. Nie spotkało się to jednak z aprobatą.
– Ja ze swojej strony podkreślam, że wspieram tutaj mieszkańców jeśli chodzi o ich postulaty, jestem w stałym kontakcie. Natomiast działania gminy, działanie burmistrza jest tutaj w pewnym stopniu już ograniczona - mówi Piotr Pierzyński, pełniący funkcje burmistrza Tuczna.
W opinii Piotra Pierzyńskiego temat budowy bioelektrowni w ostatnim czasie nabrał na sile, bo w Tucznie zbliżają się przedterminowe wybory na burmistrza i każdy z kandydatów wykorzystuje to w kampanii. Próbowaliśmy skontaktować się z inwestorem i poznać jego zdanie na temat sprzeciwu mieszkańców. Mimo kilku prób telefon wciąż milczy.