Sławomir Skomra: Bez nazwiska?
Marek: Nie podawaj. Miasta też nie ujawniaj. Imię to żadna tajemnica: Marek.
- I tak się przedstawiasz klientkom?
- Tak i nie mam z tym żadnego problemu.
- Siedzimy w twoim mieszkaniu. Nie wygląda jak dom publiczny, nie ma czerwonych lampek, narzuty w cętki geparda…
- A sam chciałbyś mieszkać w takim wystroju? Przecież ja tu codziennie żyję i urządziłem je tak, jak chciałem.
- Tu przyjmujesz klientki?
- Tak, ale często wybierają hotele, chociaż w pandemii był z tym kłopot. Na szczęście znalazło się kilka, które działały na lewo. Kiedy pytały, gdzie się umawiamy, to wskazywałem właściwy hotel. Płaciły za jedną dobę hotelową. Jak umawiamy się u mnie, to też nie ma z tym problemu. Mieszkam sam. Każdy pokój i kuchnia zamykane są na klucz. Klientka może poruszać się tylko między jednym pokojem i łazienką. W tym pokoju nie sypiam. To jest miejsce do przyjmowania pań.
- Do rzeczy, ile bierzesz za puszczanie się?
- Nie musisz tego tak nazywać. To po prostu usługa i tyle. Ktoś ma potrzebę, płaci i koniec.
- To ile?
- Od 200 do 250 zł za godzinę. Zależy od oczekiwań. Zazwyczaj na godzinie się nie kończy, ale nie mam stopera i nie liczę czasu co do minuty. Czy spędzimy 30 minut dłużej, to nie ma znaczenia. Musi też zapłacić za hotel, drinki, kolację w restauracji. Sponsoring jest droższy. Ustalamy cenę na pierwszym spotkaniu. Zaczynam od 3 000 zł za miesiąc. W zależności od oczekiwań cena idzie w górę lub w dół.
- Czyli miesięcznie ile zarobisz?
- Teraz to trudno określić, bo do niedawna prawie wszyscy siedzieli pozamykani w domach i niewiele się działo. Teraz to jakieś 4 000 zł, a wcześniej bywało dwa, trzy razy tyle.
- Czyli masz kilkanaście klientek miesięcznie.
- Czasem więcej, czasem mniej. W czerwcu było równo 10.
- Jak zacząłeś z prostytucją?
- Z tymi usługami, a nie tak koniecznie prostytucją. Na trzecim roku studiów. Politologia na średniej jakości uczelni. Kiedy nie wiedziało się, co ma się w życiu robić, to studiowało się politologię albo stosunki międzynarodowe. Dużo się imprezowało, a klubów do potańczenia w mieście było dosłownie 5. Ale były też dancingi. Jeden był w dużym hotelu. Czasami tam chodziliśmy. Nad salą taneczną były balkony. Ustawiały się tam kobiety w średnim wieku i wyhaczały chłopaków. Schodziły na dół, tańczyły, podrywały. Kończyło się w łóżku.
- Ile miały lat?
- 40 – 50. Za którymś razem na koniec dostałem pieniądze – 100 zł. Wymieniliśmy się z nią numerami telefonów i spotkaliśmy kilka razy. Zawsze przynosiła jakiś prezent: perfumy, koszulę, męską bransoletę. Dostałem też rower. Trwało to jakieś pół roku, aż napisała, że sobie kogoś znalazła i już się nie spotkamy. Ale to mi podsunęło myśl, że w taki sposób można się ustawić.
- I ogłaszasz się w internecie?
- Tak. Anons ze zdjęciem z zasłoniętą twarzą. Często mam telefony.
- Kim są twoje klientki?
- Kobiety od 30 do 55 lat. Zadbane, majętne. Głównie samotne – rozwódki, singielki, wdowy. Czasami mają dzieci.
- I nigdy nie poczułeś się źle, że bierzesz pieniądze za seks?
- Nie. To dla mnie interes, a one miło spędzają czas.
- Niespecjalnie. Żadnego sado-maso. Chcą seksu. Często ostrego, z długą grą wstępną, trochę zabawy i gadżetów.
- Masz jakieś?
- Same przynoszą, ale nie na pierwsze spotkanie. Dopiero jak się ośmielą. Zawsze delikatnie pytam, na co mają ochotę. Mówią i mam wrażenie, że się przy tym nie krępują. Zawsze jednak muszę mieć wyczucie.
- Co się zmieniło na przestrzeni lat?
- Klientek jest więcej. I chłopaków, którzy się ogłaszają też. Ale jak patrzę na nich, to ręce opadają – jakieś chłopki ze zdjęciami swoich przyrodzeń albo Ukraińcy, którzy anons przetłumaczyli sobie w internetowym translatorze: „Ja lubić tylko kobiety...”. Żenada.
- Czym ty się wyróżniasz?
- Dbałością o siebie. Basen, siłownia, dobre ubrania, fryzjer co dwa tygodnie, depilacja ciała, żadnych kolczyków i tatuaży. Kosmetyczkę odwiedzam co miesiąc. Badanie na HIV robię co trzy miesiące i zawsze mam je w portfelu, żeby pokazać klientce, jeśli zapyta.
- Inni nie są tacy?
- Na pewno są loverboye, ale z tego co widzę po ogłoszeniach, to mnóstwo jest studenciaków albo napalonych kolesi po 40-tce. Samo przyrodzenie tu nie wystarczy, bo klientka chce całej otoczki doznań.
- Czyli?
- Trzeba bajerować, że ma świetne ciało i że ją uwielbiasz. Jak mam stałą klientkę, to świńtuszymy w necie. Ale nie można się narzucać. Nie można żądać nagich zdjęć. Nie chcę, żeby pomyślała o mnie, jak o jakimś zboczeńcu, który chce ją potem szantażować.
- Sponsoring oznacza wyłączność na ciebie?
- Tak im mówię i tak myślą, ale przyjmuje inne panie. Jeśli z kimś się umawiam na miesiąc, to jestem na każde zawołanie, tyle że czasami muszę przełożyć godzinę, bo mam inną klientkę. Poza tym pracuję i też nie zawsze mam czas.
- Co jeszcze robisz?
- Imprezuję. Pomagam organizować koncerty, dbam o muzyków, jak przyjadą tu na koncert, trochę jestem dj-em. To własna działalność gospodarcza. Wyciągam z tego mniej, niż z obsługi pań, ale też się nie spinam.
- Wróćmy do seksu. Nie wierzę, że mają możliwość zażądania wszystkiego i są grzeczne.
- Nie mówię, że są. Ale na pierwszych spotkaniach wszystko odbywa się klasycznie. Pocałunki, pieszczoty, seks. Kilka pozycji i do domu. Ale jak się trochę lepiej poznamy, to bywa ostro. Zaczynają prosić o seks analny, przebieranki, przynoszą własne ciuchy. Mają zabawki: wibratory, korki analne, kulki gejszy. Są takie, które chcą wykręcania rąk. Na pozór grzeczne, miłe, spokojne – jakbyś spotkał na ulicy, to byś nie pomyślał, że jak się jest z nią w łóżku, to rękę trzeba jej wykręcić.
- Z seksem analnym nie masz problemu?
- Zawsze używam prezerwatyw. A jak mówisz o higienie, to jeśli ma do tego dojść, to najpierw klientka idzie do łazienki. Czasami bierzemy prysznic razem.
- Odmówiłeś kiedyś?
- Nie. Ale były takie przypadki, że niemal siłą zaciągnąłem pod prysznic, ze względów higienicznych.
- Masz 33 lata, ile pociągniesz w tym biznesie?
- Nie wiem. Może jeszcze rok, może 10 lat. Jak mi się znudzi, to odejdę.
- Masz dziewczynę?
- Nie. Kilka koleżanek, ale bez zobowiązań. Może jak się kiedyś zakocham, to z tym skończę.
- A klientki nie zakochują się w tobie?
- Nie zdarzyło się. Chyba, w gruncie rzeczy, nie mają o mnie dobrego zdania.
fot.: iStock
Komentarze
Zobacz także