Katastrofa ekologiczna na rzece Głomia w Krajence? Tak twierdzą ekolodzy i burmistrz miasteczka. Po spuszczeniu wody na jazie zamiast rzeki płynęła błotna lawa. Miały też zginąć tysiące małych ryb. Wody Polskie zapewniają, że o katastrofie nie może być mowy.
:
Wędkarze nadal patrzą na to z niedowierzaniem. Nie mogą wyjść z szoku. Jak mówią to dla nich prawdziwa katastrofa.
-To są lata naszych działań, zarybień i to zostało zniweczone w ciągu dwóch godzin.
Bo tyle czasu trwało spuszczanie ze zbiornika wody.
- Przy takim spadku ciśnienia jaki nastąpił to tak jak w rynsztoku to spłynęło wszystko. Tak jak widać, powyrywało roślinność - mówi Arkadiusz Leszek Michalski, prezes Koła Polskiego Związku Wędkarskiego "Krajna".
Woda opadła bardzo szybko, spowodowało to poderwanie się osadów z dna zbiornika i najprawdopodobniej podwyższenie stężenia azotu i fosforu w wodzie, a w konsekwencji duże śnięcie ryb - mówią wędkarze.
- To był śliz, który występował tutaj w zbiorniku. Ryba objęta częściową ochroną gatunkową.
Wędkarze oraz mieszkańcy są zbulwersowani.
-Całą rzekę zlikwidowali. Woda brudna. Nawet syn mówi, że nie można na to patrzeć a ma 5 lat.
- Działkowicze mieli wodę, myśmy mieli a teraz nie ma nic. To jest chore! Ktoś kto na to pozwolił powinien iść do psychiatry.
Pozwoliły, a raczej zleciły Wody Polskie odpowiadając na prośbę burmistrza Krajenki. Lustro wody miało być obniżone na tyle, by bezpiecznie przeprowadzić remont mostu przy zabytkowym młynie.
- W wyniku niefrasobliwych działań instytucji rządowej Wód Polskich, mogło dojść do katastrofy ekologicznej - twierdzi Stefan Kitela, burmistrz Krajenki.
O tym, że to katastrofa przekonują ekolodzy i niektóre stowarzyszenia w tym Stowarzyszenie Przyjaciół Dorzecza Gwdy. Na miejsce przyjechali też przedstawiciele Wód Polskich. Dokonali wizji lokalnej oraz zebrali padłe ryby.
Pracownicy Wód Polskich zebrali około 10 kg śniętych ryb. Wody Polskie zapowiedziały wyciągniecie konsekwencji wobec pracownika, który tak szybko spuścił wodę w rzece.
- Cieszę się, że te winę biorą na siebie, nie unikają odpowiedzialności, bo doszło do rzeczy na naszym terenie skandalicznej - dodaje Stefan Kitela.
Wody Polskie zobowiązały się także do rekompensaty poniesionych strat i ponownego zarybienia akwenu.
- Straty przyrodnicze są ciężkie do oszacowania, bo przecież rzeka to nie tylko ryby. To jest cały ekosystem, w którym mieszkają inne zwierzęta i płazy i gady i ssaki i ptactwo - mówi Arkadiusz Leszek Michalski.
Straty oszacuje Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska w Poznaniu. Natychmiast po tym incydencie na nowo podniesiono lustro wody na Głomi.
Komentarze
Zobacz także