Kontrolerzy Najwyższej Izby Kontroli w swoim najnowszym raporcie stwierdzają, że Polska jest w czołówce unijnych krajów, gdzie na drogach ginie najwięcej osób. W 2015 doszło na trasach do 32 967 wypadków (zginęło 8,9 osób na 100 takich zdarzeń). Cztery lata później ta liczba wyniosła 30 288, a w 2020 roku doszło do 23 540 wypadków. Przy czym wskaźnik śmiertelności był najwyższy od pięciu lat (10,6 na 100 zdarzeń). To wszystko zostało opisane w obszernym raporcie poświęconym bezpieczeństwu na drogach.
NIK wytyka w nim szereg zaniedbań i błędów. Punktuje m.in, że Krajowa Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, mimo szerokich kompetencji, nie była skutecznym inicjatorem zmian przepisów. Nie zaopiniowała nawet jednego dokumentu. Stan tras też jest fatalny, a to zwiększa ryzyko wypadku. Eksperci policzyli, że na koniec 2020 roku aż 40 proc. nawierzchni dróg zarządzanych przez GDDKiA było „w stanie złym bądź niezadowalającym”. Na remonty drogowcy potrzebowali 4,8 mld zł, a mieli do dyspozycji około 500 mln zł.
Dużo miejsca w raporcie NIK poświęca policji i nie są to pochwalne słowa. Co prawda kontrolerzy przyznają, że szkoli się mundurowych z drogówki, ale: Do służby na drogach kierowano też funkcjonariuszy bez odpowiedniego przeszkolenia. Część z nich nie była właściwie przygotowana, w szczególności do oceny, czy kierujący znajduje się pod wpływem innych substancji działających podobnie jak alkohol. Braki wynikały m.in. z niedoskonałości szkolenia oraz z ograniczonej liczby miejsc na specjalistycznych szkoleniach. W ocenie NIK taka sytuacja ma bezpośredni wpływ na ograniczenie możliwości i jakości wykonywania niektórych zadań nałożonych na komórki ruchu drogowego, a wymagających od policjanta specjalistycznej wiedzy i uprawnień. – czytamy w raporcie.
Niewłaściwie działał także, nadzorowany przez policję, System Ewidencji Wypadków i Kolizji. Na podstawie zawartych w mim danych typuje się np. miejsca niebezpieczne gdzie mundurowi powinni wysyłać dodatkowe patrole. Jednak do systemu nie były wprowadzane wszystkie zdarzenia drogowe i uzależniano to od klasy drogi. NIK przywołuje w tym miejscu wypadek z 2020 r. w Bełchatowie, w którym zginęło dwóch motocyklistów. Po tym, jak trasa została wykreślona z ewidencji dróg gminnych, policja nie uwzględniała jej w swoim systemie. W ocenie kontrolerów nie powinno się to wydarzyć.
Krytyka spadła także na Inspekcję Transportu Drogowego. Ona m.in. obsługuje system CANARAD, czyli fotoradary. NIK zauważa, że został on wprowadzony jeszcze w 2013 r., a do tej poru nie zatrudniono do obsługi odpowiedniej liczby pracowników. „Miało to wpływ na skuteczność systemu, ponieważ w konsekwencji nie wszystkie pojazdy naruszające ograniczenie prędkości obowiązujące w miejscu ustawienia urządzenia były rejestrowane” pisze NIK. Okazuje się także, że fotoradary nie pracowały prawidłowo. Ustawiono je w taki sposób, że rejestrowały pojazd, gdy ten przekroczył prędkość dopiero znacznie powyżej dozwolonej.
News4Media, fot.: archiwum