Śmierdzący problem w Nowym Dworze? W tej podzłotowskiej wsi ma powstać chlewnia na prawie 2000 świń. To budzi sprzeciw części mieszkańców i ekologów. Obawiają się oni skażenia środowiska i nieprzyjemnych zapachów.
Temat budowy chlewni w Nowym Dworze powraca jak bumerang. Dwa lata temu wójt gminy Złotów odmówił byłej posłance Renacie Beger wydania decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach dla tej inwestycji. Inwestorka odwołała się od tego postanowienia. -Samorządowego Kolegium Odwoławcze nie uwzględniło naszych działań i stwierdziło, że należy ponownie rozpatrzyć wniosek inwestora w sprawie budowy chlewni. W związku z tym zgodnie z całą procedurą rozpoczynamy analizę tego wniosku od początku - tłumaczy wójt gminy Złotów Piotr Lach.
Podobnie jak dwa lata temu ta sprawa i dziś bulwersuje część mieszkańców. Inwestycja miałaby bowiem powstać zaledwie 150 metrów od zabudowań. Obawiając się zemsty ze strony inwestorki chcą pozostać anonimowi. -Jesteśmy tym bardzo zbulwersowani, zażenowani tym wszystkim, nie chce się tu być i tylko się patrzy. W tym smrodzie okna nie idzie otworzyć i nie wiemy jak to się dalej potoczy - mówi jedna z mieszkanek Nowego Dworu.
Planowana inwestycja nie jest również na rękę właścicielce ośrodka agroturystycznego w Henrykowie. Grażyna Sobieraj obawia się, że budowa chlewni
doprowadzi do degradacji środowiska. -Te wszystkie wody, te akweny będą zniszczone, skażone, nie mówiąc już o tym, że chyba nikt nie myśli na tym terenie, gdzie są te władze, które nie myślą, że tam w Nowym Dworze jest studnia, która zaopatruje te wszystkie nieruchomości w wodę. To co nikt nie wie, że to będzie zatrucie całkowite - obawia się właścicielka Agroturystyki Uroczysko Henrykowo.
Wtóruje jej lokalny ekolog i pasjonat wędkarstwa - Edward Frydryczek. Podaje przykłady zanieczyszczeń jezior związanych właśnie z hodowlą świń. Największy problem stanowi gnojowica. -Te 1000 świń to zjada co tysiąc ludzi i wydala tyle co 1000 ludzi i to w jednym cyklu, a w ciągu roku mamy najczęściej 4 cykle, czyli 4 tysiące ludzi. To wyobraźnie sobie, że jak ta wieś ma 200 osób to raptem dojdzie 4000 osób i tam nie ma żadnej oczyszczalni ścieków, nie ma niczego - wylicza.
Niewiele pożytku ma także gmina. Wójt żali się na niskie wpływy z podatków od takich inwestycji i na duży opór społeczny. - To są duże przedsiębiorstwa znacznie odziaływujące na obraz gospodarczy, na wartość gruntów w otoczeniu tych nieruchomości, a podatki faktycznie są znikome. Jest to nie do końca sprawiedliwe wobec innych przedsiębiorców, którzy te podatki płacić muszą, a prowadzą przedsiębiorstwa mniej oddziaływujące na środowisko - wyjaśnia Piotr Lach.
Próbowaliśmy skontaktować się z Renatą Beger. Niestety bezskutecznie. W krótkiej rozmowie jej mąż zaznaczył, że była posłanka sprawy nie będzie komentować, a na swoim prywatnym terenie może prowadzić dowolną inwestycję.