Pielęgniarki protestują. Chcą nie tylko podwyżek

09.11.2021   Autor: Michał Kępiński
1948---66
W Polsce dramatycznie brakuje pielęgniarek i położnych. Prawie 70 tys. z nich pracuje, mimo że są już w wieku emerytalnym. Jeśli dziś odeszłyby z zawodu to do zamknięcia jest 280 szpitali powiatowych.  

Szpitale pilnie potrzebują pielęgniarek i położonych. Z raportu przedstawionego przez Naczelną Izbę Pielęgniarek i Położnych wynika, że sytuacja staje się wręcz dramatyczna. W ostatnich 4 latach nieco ponad 22 tys. osób uzyskało prawo do wykonywania zawodu, a w tym samym czasie dwa razy więcej pielęgniarek i położnych nabyło uprawnienia emerytalne.  

- Ta luka pokoleniowa jest tak ogromna, że żeby ją zasypać musielibyśmy podwoić liczbę kształconych pielęgniarek i położnych i jeszcze zadbać o to, żeby 100 proc. podjęło pracę w zawodzie, a tak się w ostatnich latach nie stało - tłumaczy Zofia Małas, prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych. 

Prognozy wskazują, że do 2025 roku liczba zatrudnionych pielęgniarek i położnych zmniejszy się o prawie 17 tys., a do 2030 już o 37 tys. Jeśli ten trend nie zostanie zatrzymany bez białego personelu może zostać nawet 280 szpitali.  

– Widzimy te braki, że brakuje nam specjalistów, brakuje lekarzy, brakuje pielęgniarek. Myślę, że jest to problem, który narastał, a teraz w okresie pandemii dobrze, że się o tym mówi - przyznaje dr. n. med. Łukasz Łuczewski, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w Szpitalu Specjalistycznym w Pile. 

Jeśli w najbliższym czasie nie zostaną wprowadzone systemowe zmiany, to w najgorszym przypadku za kilka lat nie będzie komu leczyć ani opiekować się pacjentami. 

- Na razie się zamyka oddziały, ale przyjdzie i czas, że będzie się zamykało szpitale, bo ludzi po prostu nie ma i są coraz starsi - tłumaczy Iwona Borchulska, Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych. 
Tak jest choćby w Szpitalu Powiatowym w Chodzieży. Pielęgniarki i położne to w większości kobiety po 50 i 60 roku życia, a nowych nie przybywa. Powód - przemęczenie na skutek wielogodzinnych dyżurów i niskie pensje.  

- Teraz te wynagrodzenia może troszeczkę drgnęły, ale nie jest to za takie wykształcenie i za taką odpowiedzialność prawidłowe wynagradzanie pielęgniarek, jest to ciągle nadal za mało - twierdzi Aleksandra Ćwikła, zastępca dyrektora Szpitala Powiatowego w Chodzieży. 

Dlatego od kilku tygodni w całym kraju trwa protest medyków w tym właśnie pielęgniarek i położnych. Oczekują oni od Ministerstwa Zdrowia zdecydowanych działań. A ministerstwo zapewnia, że problem dostrzega.   

- Ministerstwo Zdrowia podejmuje działania mające na celu uatrakcyjnienie i zwiększenie prestiżu tych zawodów w oczach młodego pokolenia, a także zachęcenie do podejmowania kształcenia na kierunku pielęgniarstwo lub położnictwo. Wprowadzane są także zmiany systemowe mające na celu zwiększenie kompetencji zawodowych pielęgniarek i położnych - czytamy w oświadczeniu Ministerstwa Zdrowia. 
 
To jednak nie rozwiązuje problemów, tym bardziej, że na sile przybiera 4 fala pandemii koronawirusa.  

- Oczekiwania są takie, żebyśmy porozmawiali na temat wszystkich problemów w służbie zdrowia, a nie tylko w relacji wynagrodzenia, bo oczywiście, że wynagrodzenia są bardzo ważne, ale my jesteśmy związkiem zawodowym i dla nas jeszcze ważne są warunki pracy - dodaje Iwona Borchulska. 
 
Pielęgniarki na razie nie planują odejść od łóżek pacjentów i czekają na efekt rozmów z rządem. Protest w głównej mierze polega na wywieszeniu banerów. Ale jak podkreślają każda cierpliwość kiedyś się kończy.

Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się nim:

Komentarze
© Copyrights 2019 asta24.pl Agencja Interaktywna Sun Group