Kolejna odsłona konfliktu między ratownikami medycznymi z Trzcianki, a dyrekcją tamtejszego szpitala. Po wrześniowych protestach i braku obsady w stacjonujących na tym terenie karetach strony doszły do porozumienia. Rozejm nie trwał jednak długo. Pod koniec grudnia ratownicy otrzymali wypowiedzenia dotychczasowych warunków płacy.
– Nie zgodziliśmy się na żadną obniżkę pensji oczywiście, zostaliśmy poinformowani 20 grudnia, że otrzymamy wypowiedzenia zmieniające warunki płacy, które otrzymaliśmy w dniu wczorajszym, których oczywiście też nie przyjmiemy, a co za tym idzie staną się one automatycznie wypowiedzeniami naszymi z pracy - mówi Dezyderiusz Łaszkiewicz, ratownik medyczny z Trzcianki.
W rzeczywistości oznacza to tyle, że od wczoraj płynie okres wypowiedzenia z pracy. W zależności od stażu będzie on trwać od 1,5 do 3 miesięcy. Jeśli strony nie dojdą do porozumienia od kwietnia w Trzciance nie będzie dyżurujących ratowników medycznych.
O powody takiej decyzji i ewentualnych konsekwencje dla pacjentów zapytaliśmy dyrektora szpitala w Trzciance. Ten jednak nie chciał z nami rozmawiać i odesłał do pisma, które skierował do ratowników medycznych.
- Szpital nie jest w stanie finansować wynagrodzenia ratowników medycznych na ustalonym wcześniej poziomie z uwagi na brak środków finansowych. W obliczu przyznania ratownikom medycznym dodatku za pracę w ZRM aktualne wynagrodzenie jest nie do utrzymania - czytamy w oświadczeniu szpitala.
Szpital ma bowiem otrzymywać mniej pieniędzy z Ministerstwa Zdrowia w ramach wyceny “dobokaretki”. Z tym nie zgadzają się ratownicy.
– Mamy informację i z NFZ-u i z Ministerstwa Zdrowia, które mówią, że środki finansowe są wystarczające, a nawet przewyższające nasze oczekiwania - odpowiada Dezyderiusz Łaszkiewicz.
Ratownicy liczą na to, że dyrektor wycofa się z pomysłu obniżenia pensji. Ten jednak nie chce o tym słyszeć. Kompromis, na tę chwilę wydaje się więc niemożliwy.